Hall: Kaczyński powoli zbliża się do groteski

Paweł Wroński: Zaskoczyła Pana sobotnia deklaracja PiS o gotowości złożenia wniosku o samorozwiązanie Sejmu?

Aleksander Hall*: - Nie zaskoczyła. Deklaracje o przyspieszonych wyborach słyszymy z ust Jarosława Kaczyńskiego niemal co tydzień. To, co robi, wskazuje raczej na metodę rządzenia Kaczyńskiego niż na polityczny plan. Jest to metoda nerwowych, gwałtownych ruchów. W tym powoli zbliża się do groteski.

A może "w tym szaleństwie jest metoda". Groźbą wyborów udaje się zastraszać sejmowych koalicjantów, mobilizować elektorat do "walki z układem".

- Ten styl nieustannej mobilizacji, zaskakiwania opinii publicznej, gwałtowność języka robią bardzo złe wrażenie.

Nie wiem, w jakim stopniu przez takie działanie stopnieje baza społecznego poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego czy PiS-u. Widzę jednak jasno, że stwarza on sobie przeciwników również wśród tych, którzy z pewną nadzieją, bez uprzedzeń patrzyli na dojście PiS-u do władzy.

Skutek to coraz głębszy podział w polskim społeczeństwie. Oddala się perspektywa politycznej współpracy ugrupowań Polski posierpniowej, a to jest przecież ta Polska, której dziedzictwo jest ważne dla Jarosława Kaczyńskiego i PiS-u. W tej chwili głównym wrogiem, bo nie przeciwnikiem, jest wywodząca się z "Solidarności" Platforma.

Biorąc pod uwagę język, jakim mówi o dawnych opozycjonistach z kręgu "Gazety Wyborczej" jak Helena Łuczywo, jest nim także ta część opozycji, która sympatyzowała z Unią Demokratyczną i Tadeuszem Mazowieckim.

To nieszczęście dla polskiej sceny politycznej. Przecież w w trakcie kampanii wyborczej wydawało się, że słychać było jedno wołanie o koalicję PiS i PO. Tego chciały sfery gospodarcze, rynki, duża część elektoratu.

Jeśli polityka ma jakiś sens, a nie jest teatrem, jeśli słowa znaczą to, co znaczą, to trudno robić koalicję z rzecznikami lumpenliberalizmu, jak PO nazwała PiS, czy zwolennikami dyktatury, jak PO ocenia PiS.

Jarosław Kaczyński, mówiąc o przyspieszonych wyborach, mówił, że konieczny jest nowy mandat społeczny na zmiany, jakie proponuje PiS między innymi w obrębie systemu ekonomicznego państwa.

- Ja widzę co innego. PiS ma wizję silnego państwa, gdzie władza jest skupiona w jednym ośrodku władzy wykonawczej. To się mieści w systemie demokratycznym, są takie modele w Europie. Chodzi jednak o inną kwestię. Jarosław Kaczyński niewątpliwie serio traktuje program budowy IV RP.

Widać to wyraźnie po pasji, z jaką mówi o III RP. Jednak nie ma to być reforma, a zniszczenie III Rzeczypospolitej. W ewidentny sposób mandatu na zniszczenie III RP w obecnym Sejmie nie ma i w tym parlamencie takiego programu nie przeprowadzi.

Ale przecież gdyby oderwać się od retoryki Kaczyńskiego i spojrzeć na to, co robi rząd, to nie są to posunięcia rewolucyjne.

- Zgoda. Dostrzegam dwoistość zachowań rządu i prezesa PiS. Premiera uważam za polityka wyważonego. Ale on działa z upoważnienia partii, która realizuje program rewolucyjny.

Czy Pana zdaniem w tym zamieszaniu prezydent może odegrać rolę stabilizującą?

- Ja bardzo bym tego chciał, ale na podstawie dotychczasowych obserwacji nie mam nadziei, że tak się stanie.

Kaczyński mówi, że jeśli nie wybory, to wówczas stabilny układ na cztery lata. Mówi się o nowej koalicji konserwatywno-ludowej: PiS - Samoobrona - PSL. Jak Pan ocenia jej szanse.

- Mówmy precyzyjnie. To nie koalicja konserwatywno-ludowa, ale prawicowo-ludowo-lewicowa. Osią tej koalicji byłaby Samoobrona, a przecież Andrzej Lepper mówił o swojej partii - to my jesteśmy prawdziwa lewica. Ma rację. Lepper jest anachroniczną, demagogiczną, ale prawdziwą lewicą.

Moim zdaniem nie jest możliwe stabilne rządzenie w takim układzie i to nie tylko ze względu na temperamenty przywódców. Nie da się pogodzić tego, czego chce Samoobrona, z racjonalnym podejściem do finansów publicznych, które reprezentują Zyta Gilowska czy premier Marcinkiewicz.

W dłuższej perspektywie korzyści z tego układu będzie miał PiS, a nie Samoobrona i to kolejny powód, dla którego nie wierzę w jego trwałość.

Jest i trzeci. Strategicznym celem Kaczyńskiego jest pełnia władzy, a tą może on osiągnąć tylko poprzez nowe wyborcze rozdanie.

* Twórca Ruchu Młodej Polski, działacz "S", historyk, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.