Prof. Zoll: Krytyka Trybunału ma charakter polityczny, nie prawny

Ewa Siedlecka: Na środowym dorocznym Zgromadzeniu Ogólnym Sędziów Trybunału Konstytucyjnego nie pojawił się ani prezydent, ani premier, ani marszałkowie Sejmu i Senatu. Czy za czasów, kiedy był Pan prezesem Trybunału, coś podobnego się zdarzyło?

Prof. Andrzej Zoll, były prezes TK, były rzecznik praw obywatelskich: Pamiętam, że prezydent Wałęsa przychodził przez dwa lata. Potem rzeczywiście się obraził, chciał, żebyśmy orzekali zgodnie z jego linią "falandyzacji prawa".

Prezydent Kaczyński ma pretensje o orzeczenie w sprawie "ustawy medialnej". A o co chodziło prezydentowi Wałęsie?

- Chciał obalić rząd Pawlaka, więc zaskarżył ustawę budżetową, a potem nie przysłał swojego reprezentanta na rozprawę, żeby ustawa nie zdążyła wejść w życie w konstytucyjnym terminie. Zagroziłem, że jak na kolejną rozprawę nikt od prezydenta nie przyjdzie, to poproszę marszałka Sejmu o uruchomienie procedury postawienia prezydenta przed Trybunałem Stanu. Prezydent się obraził i odtąd na zgromadzeniach ogólnych się nie pojawiał. Ale zawsze przysyłał szefa swojej kancelarii Lecha Falandysza. A poza tym miałem z nim stały kontakt.

Przychodzili też kolejni premierzy - za tamtych czasów (lata 1993-97) zmieniali się bardzo często. Zawsze też był minister sprawiedliwości, którego wczoraj nie było. I marszałkowie Sejmu i Senatu.

Jak Pan ocenia to, co się tym razem stało?

- Ta zmasowana nieobecność była zademonstrowaniem stosunku do Trybunału. Uczestnictwo najwyższych przedstawicieli władzy wykonawczej i ustawodawczej w Zgromadzeniu Ogólnym jest formą uznania przez nich rangi Trybunału, wyrażenia szacunku dla władzy sądowniczej i dla konstytucji RP. To, że obecna władza tego unika, jest symboliczne.

Zwracam uwagę, że krytyka pod adresem Trybunału ma charakter polityczny. Nie wysuwa się argumentów prawnych. Są epitety np. o "tchórzostwie".

Prezydent Kaczyński w kpiącym tonie określił sędziów jako "grono mędrców", a zrobił to w Budapeszcie, w obecności premiera Węgier Laszlo Solyoma, który wcześniej był prezesem węgierskiego Trybunału. Znam prezydenta Solyoma i wiem, że nie zrobiło to na nim dobrego wrażenia.

Czy uczestniczenie w Zgromadzeniu Ogólnym to tylko gest kurtuazyjny?

- Nie tylko. Tu mogła się odbyć autentyczna dyskusja o tym, czym jest demokratyczne państwo prawa, jakie są relacje między władzami i związane z tym problemy.

Doraźna krytyka tej dyskusji nie zastąpi. Np. w zeszłym roku dyskutowano o problemie niewykonywania orzeczeń Trybunału przez rząd i parlament. W tym roku usłyszeliśmy bardzo poważny, alarmistyczny głos nowego przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa o konkretnych działaniach ministra sprawiedliwości zagrażających niezależności władzy sądowniczej. Ale ministra nie było, więc nie było dyskusji. Może minister odpowie na to na kolejnej konferencji prasowej. Znów nie będzie dialogu, tylko monologi. To nie jest dobre dla debaty publicznej i dla państwa prawa.

Rzecznik rządu Konrad Ciesiołkiewicz napisał do "Gazety" list, w którym zapewnia, że nieobecność premiera na Zgromadzeniu Ogólnym nie była wyrazem braku szacunku do TK: "Premier wziąłby udział w spotkaniu, gdyby nie ostatni etap negocjacji między skarbem państwa a włoskim bankiem UniCredito oraz wypracowywanie wspólnego porozumienia w sprawie umów prywatyzacyjnych Pekao SA i BPH, w które premier był osobiście zaangażowany".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.