Redemptoryści potwierdzają doniesienia "GW"

Redemptoryści potwierdzają: pieniądze ze świadectw NFI zbieranych przez Radio Maryja na ratowanie Stoczni Gdańskiej zostały utopione na giełdzie. Opozycja domaga się śledztwa od ministra Ziobro.

W głównym sobotnim wydaniu dziennika TV Trwam i w Radiu Maryja spiker odczytał komunikat, który miał podważyć to, co ujawniliśmy w sobotę: ""Gazeta Wyborcza" zamieszcza artykuł pod tytułem "Przyboczny Rydzyka stracił na giełdzie miliony". Otóż informacja ta w sposób sensacyjny prezentuje treści, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością i są nieprawdziwe".

Jednak później punkt po punkcie komunikat potwierdził nasze ustalenia:

"Rzeczywiście Warszawska Prowincja Redemptorystów pozyskała świadectwa NFI, (...) podjęto decyzję o ich dematerializacji, a to można było uczynić poprzez otwarcie rachunku inwestycyjnego w biurze maklerskim (...).

Przy dokonaniu operacji korzystano z pomocy osób trzecich, których wiedza i kompetencja nie budziła zastrzeżeń. Nasi doradcy proponowali nam, być może cynicznie, że warto kupić akcje spółek giełdowych. Wybrano spółkę ESPEBEPE (...). Daliśmy się przekonać i zezwoliliśmy na zakup. Spółka okazała się dziwną inwestycją. To, co się stało, do tej pory jest zagadkowe. Znakomita spółka, zatrudniająca bardzo dużo pracowników, rzetelnie wykonujących swoje powinności, ogłosiła upadłość. Pracę stracili niewinni ludzie, a pieniądze ogromna rzesza akcjonariuszy".

Jak podaliśmy w sobotę, największym akcjonariuszem ESPEBEPE jest o. Jan Król, prawa ręka ks. Tadeusza Rydzyka, główny dziennikarz polityczny Radia Maryja i TV Trwam. Za pieniądze z darowizn na stocznię on i jego pełnomocnik inżynier Aleksander R. kupili 34 proc. akcji ESPEBEPE i przejęli władzę w spółce. Potem firma zbankrutowała. Akcje, które o. Król kupował po 3-9 zł, staniały do kilkudziesięciu groszy i dziś nie można ich sprzedać.

W oświadczeniu redemptoryści zapewniają, że zwrócą się do "organów ścigania", by zbadały, czy za bankructwem ESPEBEPE nie stoi czyjaś przestępcza działalność.

- Organy winny zbadać, czy nie popełniono przestępstwa podatkowego przy przekazaniu pieniędzy z publicznej zbiórki NFI na prywatny rachunek inwestycyjny ks. Króla - mówi Adam Ruciński, doradca inwestycyjny z warszawskiej kancelarii Ruciński i Wspólnicy. - Prawo zabrania przekazywania papierów wartościowych o dużej wartości bez podatku. Musi być umowa, trzeba zapłacić m.in. podatek od darowizny. Kolejna kwestia to etyka inwestora. Niepojęte jest, by zebranymi publicznie pieniędzmi grać na giełdzie. Pieniądze ze zbiórek inwestuje się w papiery bezpieczne, np. obligacje. Ich wzrost jest mniejszy, ale pewny. Tego wymaga elementarna uczciwość. Giełda to inwestycja agresywna, a na duże ryzyko nie można narażać darczyńców. Postępowanie o. Króla świadczy o tym, że miał złych doradców albo w ogóle ich nie miał.

O śledztwo w sprawie finansów o. Rydzyka zaapelował wczoraj w porannej audycji Radia ZET lider PO Jan Rokita: - Ta sprawa dzisiaj jest miarą wiarygodności intencji Zbigniewa Ziobro, prokuratora generalnego. To sprawdzian, papierek lakmusowy.

Przemysław Gosiewski, szef klubu PiS, bagatelizował w audycji naszą publikację: - To artykuł podający informacje ogólnikowe. Czekam na wyjaśnienie ojców redemptorystów.

Replikował Wojciech Olejniczak, szef SLD: - Z artykułu wynika jednoznacznie, że było łamane prawo. PiS powinno jasno powiedzieć: "Tak, wyjaśnimy tę sprawę do końca przy pomocy prokuratury". A wy kluczycie, mówicie: niech coś o. Rydzyk powie.

O. Rydzyk nie dał na siebie czekać. Po południu połączył się telefonicznie z TV Trwam: "Dużo dobra się dzieje, Zły nie cieszy się z tego. Stąd te ataki na radio. I będą kolejne ataki".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.