Prezydent wesprze demokrację w krajach b. ZSRR

Prezydent Lech Kaczyński chce powołać fundację wspierającą demokrację w krajach b. ZSRR. Posłowie są za fundacją, ale nie przy prezydencie

Projekt ustawy powołującej Fundację Wspierania Współpracy na rzecz Demokracji i Społeczeństwa Obywatelskiego w Europie Środkowej i Wschodniej był wczoraj omawiany w Sejmie. Celem fundacji ma być m.in. upowszechnianie demokratycznych postaw oraz idei społeczeństwa obywatelskiego, wspieranie inicjatyw społecznych i edukacyjnych, wspieranie procesów modernizacyjnych. Będzie dotowana z budżetu - w tym roku 10 mln zł, później 20 mln zł - i działać pod nadzorem Kancelarii Prezydenta.

Wczoraj w Sejmie większość klubów przegłosowała skierowanie projektu do komisji. Były jednak wątpliwości.

Czy powinna być tak blisko prezydenta?

- Urząd prezydencki w sprawach międzynarodowych porusza się jak słoń w składzie porcelany, to będzie dodatkowe obciążenie. Tego typu fundacje mogą powoływać byli prezydenci - przekonywał Tadeusz Iwiński (SLD).

- Czy zaangażowanie prezydenta w działania dyplomatycznie wrażliwe: wspieranie opozycji, ruchów praw człowieka, nielegalnych mediów, nie będzie wiązało się dla prezydenta z ryzykiem? - wtórował mu Robert Tyszkiewicz (PO). Platforma chce, by fundacja działała przy parlamencie.

- Mam taką wątpliwość - przyznaje w rozmowie z "Gazetą" Paweł Zalewski (PiS), szef sejmowej komisji spraw zagranicznych. - Wzmacnianie demokracji na Wschodzie jest w naszym interesie. Ale duża część polityki wschodniej kierowana jest przez prezydenta, kancelarię i Radę Bezpieczeństwa Narodowego. W Sejmie trzeba znaleźć wyjście, które najlepiej pozwoli łączyć cele fundacji z interesami polityki zagranicznej - dodaje.

Wątpliwości nie ma Elżbieta Jakubiak, szefowa gabinetu prezydenta, która prezentowała projekt ustawy posłom. - Nie chcę, żeby ktoś postrzegał fundację jako przedłużenie ręki prezydenta czy MSZ albo instrument wpływania na sprawy wewnętrzne innych państw. Jej działalność na pewno nie będzie wymierzona przeciwko Rosji ani jakiemukolwiek państwu. Otworzy raczej nowe pola wzajemnej współpracy, nasze społeczeństwa będą mogły kontaktować się nie tylko przez MSZ - mówiła "Gazecie".

Posłów przekonywała tak: - Polska korzystała z pomocy całego świata przed 1989 r. Dzisiaj nie jesteśmy już państwem biednym, jesteśmy w UE i NATO, tamte zobowiązania rodzą dla nas obowiązki wobec krajów, które chcą budować u siebie demokratyczne państwa.

Jaki powinien być skład rady fundacji?

Rada decyduje, czym będzie się zajmować fundacja. Ma liczyć czterech przedstawicieli prezydenta, dwóch premiera, po jednym Sejmu, Senatu i kilku ministerstw. Wątpliwości wielu posłów budził brak dostępu do rady opozycji i przedstawicieli organizacji pozarządowych.

Czy zależna od władzy superfundacja, "wytnie" z rywalizacji o publiczne środki organizacje pozarządowe? Te wątpliwości mniej interesowały posłów, zgłaszają je za to organizacje pozarządowe.

Czy to nie będzie "arogancka próba narzucenia pewnego modelu demokracji"?

Tego obawiają się Samoobrona i LPR. Samoobrona poprze ustawę, LPR - jeszcze nie wie. - W Europie Zachodniej coraz częściej dochodzi do przemocy na tle etnicznym, nietolerancji religijnej, aktów rasizmu, a nawet antysemityzmu. Czy fundacja nie powinna spojrzeć w stronę Europy Zachodniej? - zastanawiał się Daniel Pawłowiec (LPR).

Krytykował też Zygmunt Wrzodak (Narodowe Koło Parlamentarne). - Dziwi nas ta inicjatywa: budowa społeczeństw obywatelskich zamiast społeczeństw narodowych. No, chyba że chodzi tu o wyparcie z tej części Europy Fundacji Batorego, którą wspiera pan George Soros, spekulant finansowy - zaznaczył.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.