Wczoraj o 22 Sejm zaczął debatę nad zmianami w ordynacji samorządowej. Koalicja chce wprowadzić głosowanie na tzw. grupy list. W wyborach do sejmików, rad powiatów i rad gmin powyżej 20 tys. mieszkańców kilka komitetów mogłoby się umówić, że wystawią własne listy, ale przy liczeniu wyników ich głosy się zsumują, choć nie startowały jako koalicja. Np. PiS, Samoobrona i LPR dostają 40 proc. głosów. Zgarniają premię dla silnych partii kosztem startującej samodzielnie PO (ma np. 30 proc.). Potem "grupa" dzieli mandaty - najwięcej dostaje najmocniejszy (PiS). Tam gdzie LPR i Samoobrona miały poniżej 5 proc., PiS może je wciągnąć do samorządu.
Koalicjanci zaliczyli w projekcie wpadkę: wynika z niego, że kandydat np. na prezydenta miasta musi być w nim zameldowany. W takim wypadku na prezydenta Warszawy nie mógłby kandydować Kazimierz Marcinkiewicz zameldowany w Gorzowie.
Posłowie omówili też projekt PO, która chce w wyborach jednomandatowych okręgów.
Mottem posłów opozycji podczas debaty był wierszyk: "Za komuny było tak: cała władza w ręce rad. Teraz jest tak: Andrzej Lepper, ja i brat". Dziś o losach ordynacji zdecyduje Sejm.