Rozkładające się trupy w śródmieściu Krakowa

W przestarzałych chłodniach Collegium Medicum UJ rozkładają się dziesiątki zwłok!

O tym, że chłodnie Zakładu Medycyny Sądowej w budynku UJ przy ul. Grzegórzeckiej 16 są w dramatycznym stanie, można było przekonać się choćby wczoraj. Tak się składa, że żeby dojść do pracy, muszę przejść tuż obok budynku przy ul. Grzegórzeckiej. Kilka minut musiałam poczekać, aż zmienią się światła na małej uliczce Łazarza (boczna Grzegórzeckiej). Lekki wiatr przyniósł odrażający, a zarazem charakterystyczny zapach rozkładających się zwłok.

Czy to możliwe, żeby kwadrans piechotą od Rynku Głównego unosił się trupi odór? Naukowcy pracujący w budynku przy Grzegórzeckiej zaproponowali: jeśli zachowam ich nazwiska w tajemnicy, powiedzą, co się tutaj tak naprawdę dzieje.

Pracownik 1: - Dziś rzeczywiście śmierdzi, ale nie tak bardzo, bo temperatura w chłodniach to dwa stopnie. Ale dwa tygodnie temu podniosła się do 16, bo padły nam wszystkie trzy generatory wytwarzające chłód. Czas płynął, a kolejne ekipy remontowe odmawiały naprawy, bojąc się zarazy. Wtedy było tam około 30 ciał, a na zewnątrz niemiłosierny skwar.

Pracownik 2: - Czy jest niebezpieczeństwo zarazy? No nie, w oknach są siatki, więc żadna mucha stamtąd nie wyleci na zewnątrz.

Pracownik 3: - Po pracy wracam chory i długo czuję tę słodkawą woń. Te najdłużej przetrzymywane zwłoki to osoby o nieznanej tożsamości. Na ich pochówek musi zgodzić się prokuratura, a sfinansować miejskie służby. Tyle że na zgodę organa ścigania mają pół roku, zwłoki leżą w tych starych, XIX-wiecznych piwnicach i gniją.

Pracownik 4: - Czasami rodzina kłamie, że nie zna zmarłego, bo nie chce płacić za pochówek. No i taki NN czeka miesiącami, a czasem latami. Jak ten obywatel Ukrainy, którego już trzy lata nikt nie chce pochować.

Pracownik 5: - Najgorsze jest to, że władze doskonale wiedzą, jaka jest sytuacja. Jakiś czas temu w chłodniach byli wojewoda i prezydent. Po dwóch krokach uciekli. Jeśli takie upały utrzymają się, a agregatory znów padną, to dojdzie do katastrofy.

Ze stanu chłodni doskonale zdają sobie sprawę władze uczelni. Poprzedni prorektor ds. Collegium Medicum chciał przenieść Zakład Medycyny Sądowej do budowanego tuż obok uniwersyteckiego kompleksu dydaktycznego. Gdy po jesiennych wyborach prorektorem został prof. Wiesław Pawlik, pomysł upadł. Nowe władze uznały, że był zły, choć pomieszczenia w podziemiach nowej siedziby miały być hermetyczne, a chłodnie miały zastąpić nowoczesne zamrażarki. Maciej Rogala, rzecznik prorektora, informował, że tę decyzję podjęła komisja Rady Wydziału Lekarskiego.

Do chłodni Zakładu Medycyny Sądowej trafia 95 procent wszystkich osób zmarłych w Krakowie. - Odkąd nastały te upały, kilka razy poczułam tę przykrą woń - mówi pracownica zakładu usługowego przy ul. Łazarza.

Niewydolność chłodni powoduje jeszcze inne zagrożenie. Gdyby w Krakowie doszło do masowej katastrofy, choćby podobnej do tej hali w Katowicach, nie byłoby gdzie odsyłać zwłok.

Żeby zmienić tę sytuację, trzeba albo wybudować chłodnie i prosektoria w innym miejscu, albo przenieść je do budynku dydaktycznego. O decyzje w tej sprawie pracownicy z Grzegórzeckiej bezskutecznie zabiegają u prezydenta Krakowa, wojewody i marszałka oraz władz Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Copyright © Agora SA