Górale: czemu ten Giertych nie lubi homoseksualistów?

MEN nie przeznaczy unijnych pieniędzy na organizację obozów tolerancji w Rycerce. Mieszkańcy są zdumieni

Chodzi o dwutygodniowe warsztaty "Do we need gender", które we wrześniu zeszłego roku odbyły się w Rycerce na Żywiecczyźnie. Zorganizowała je Kampania przeciw Homofobii dla młodzieży, m.in. z Bułgarii, Hiszpanii, Estonii i Polski. Przyjechało ok. 30 osób. Celem warsztatów jest przeciwdziałanie stereotypom na temat płci i orientacji seksualnej. Warsztaty udało się zorganizować dzięki 19 tys. euro dotacji z unijnego programu "Młodzież". - To było fantastyczne spotkanie. Mieszkańcy tak ciepło nas przyjmowali - zachwyca się Marta Abramowicz, wiceprezes KPH.

Zadowoleni byli też górale. - Przyjechali młodzi ludzie, kolejni turyści. Było spokojnie, oni dobrze się bawili, pieniędzy trochę u nas zostawili. A że niby pedały? I co z tego. Oni takie same ludzie jak my. Czy któryś goły po wsi latał? Jakieś zgorszenie siał? Pani, nic z tego. Normalnie było, jak to na innych wczasach dla młodych - mówi "Gazecie" jeden z górali.

Zarówno Kampania, jak i gmina Rajcza, w której leży Rycerka, liczyły na dalszą współpracę. - Nie mamy nic przeciwko temu, by znowu do nas przyjechali - mówi Agnieszka Szczotka, sekretarz gminy.

Abramowicz potwierdza: - Dobrze byłoby znowu spotkać się w Rycerce.

Dziś wiadomo, że obozów nie będzie. Pod koniec maja minister edukacji Roman Giertych powiedział, że obóz propagował homoseksualizm. Uznał, że skandalem jest, iż zorganizowano go z publicznych pieniędzy. - Obóz szerzący dewiacje zorganizowany był po raz ostatni. Dopóki nie będzie zmian w resorcie, taka sytuacja już się nie powtórzy - mówi Kaja Małecka, rzeczniczka MEN-u.

Dlaczego? Małecka: - Pieniądze powinny dostawać organizacje, które stawiają na wszechstronny rozwój młodego człowieka, a nie jego deprawację. Na tym obozie uczono dzieci, że płeć jest kwestią umowną. Chłopcy zamieniali się ubraniami z dziewczynkami, były mieszane pokoje. Takie działania wprowadzają chaos w psychice dzieci.

KPH niż zgadza się z zarzutami. - Uczestnikami były osoby pełnoletnie. Zarówno homo-, jak i heteroseksualne. Urządzaliśmy im wycieczki, m.in. do Krakowa i Oświęcimia, konkurs kulinarny, gdzie każdy prezentował swoje lokalne potrawy. Jednym z elementów pokazania stereotypów postrzegania płci było zorganizowanie meczu piłki nożnej. Wszyscy chłopcy chcieli grać, a dziewczyny wolały zostać cheerleaderkami - wylicza Abramowicz.

O co chodzi tym urzędnikom? - pytają górale i pukają się w głowę. - Nasi mieszkańcy to tolerancyjni ludzie. Temat orientacji seksualnej nikomu nie zaprząta tutaj głowy. Także u nas mieszkają homoseksualiści, znam ich, to porządni ludzie. Nikt ich nie wytyka palcami, bo niby dlaczego. Z potępieniem może liczyć się ten, kto robi coś złego, zamiast wziąć się do pracy, pije od rana do wieczora albo bije żonę - mówi Agnieszka Szczotka.

Abramowicz przyznaje, że chętnie zorganizowaliby kolejne warsztaty na Żywiecczyźnie. - Problem w tym, że sami nie mamy na to pieniędzy. Musimy więc liczyć na dotacje, ale na nie mamy na nie szans. Kilka miesięcy temu złożyliśmy wniosek o dotację na wyjazd naszych wolontariuszy. Chodziło o staże w Szwecji. Do tej pory nasz wniosek leży, choć te, które złożyły inne organizacje, już rozpatrzono - denerwuje się Abramowicz.

Szczotka dodaje, że tolerancja w Rajczy ma długą tradycję. Miejscowość ta należała do monarchii austrowęgierskiej. Wielu mieszkańców jeździło na handel do Wiednia. - My po prostu nie od dziś jesteśmy w Europie. Zresztą każdy przecież ma prawo do szczęścia po swojemu - mówi Szczotka.

Dla "Gazety"

Irena Dzierzgowska, wiceminister edukacji (1997-2000), współtwórczyni reformy oświaty

- Sytuacja jest patowa. Do tej pory było tak, że MEN przyznawało dotacje wszystkim organizacjom pozarządowym bez względu na światopogląd. Obóz w Rycerce rozliczył się z każdej złotówki, nie było żadnych uchybień formalnych. O co więc tyle hałasu? W ministerstwie dostaje się wysypki na samo słowo "homoseksualizm". Tymczasem KPH działa w świetle prawa. Jest organizacją zarejestrowaną przez sąd. Nie może być tak, że ludzie, którzy tylko administrują publicznymi pieniędzmi, dają je według własnego klucza. Można się odwoływać od takich decyzji do sądu. Tyle że to długa droga. Można też odwoływać się do premiera. W tym jednak przypadku, biorąc pod uwagę ostatnie doniesienia o stosunku PiS-u do mniejszości seksualnych, też na wiele bym nie liczyła.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.