Oficjalnym powodem wtorkowej dymisji Rapackiego jest to, że podpisał pozwolenie na broń dla Adama B., gangstera, który z tej broni zastrzelił dwie osoby, a potem popełnił samobójstwo. Jednak z informacji uzyskanych przez "Gazetę" wynika, że w tle dymisji jest konflikt Rapackiego z Ministerstwem Sprawiedliwości i krakowskimi prokuraturami, którzy domagali się, by policja mocniej wsparła ich w ściganiu urzędników miejskich i prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego, najpoważniejszego konkurenta kandydata PiS w nadchodzących wyborach samorządowych.
Krakowska prokuratura od kilku miesięcy prowadzi śledztwa w sprawie nieprawidłowości przy inwestycjach na terenie miasta. Chodzi o prace w podziemiach przy Rynku Głównym oraz o nielegalną nadbudowę w jednej z kamienic na krakowskim Kazimierzu.
W śledztwach przewijają się urzędnicy miejscy odpowiedzialni za nadzór nad inwestycjami i sam prezydent Majchrowski. Zarzuty ma już kilku urzędników. - Ale do sformułowania czegokolwiek pod adresem Majchrowskiego jest bardzo daleko. Ta sytuacja irytuje władze PiS - tłumaczy krakowski prokurator.
Z informacji "Gazety" wynika, że od dłuższego czasu z krakowskiej prokuratury do Ministerstwa Sprawiedliwości dochodziły skargi na policję, że nie przejawia aktywności w sprawach z udziałem urzędników miejskich.
Rezultatem tych skarg było spotkanie, które w lipcu odbyło się w ministerstwie. Uczestniczyli w nim ze strony prokuratury: min. Ziobro, jego zastępca Jerzy Engelking i prokuratorzy z Krakowa. Policję reprezentowali: komendant główny Marek Bieńkowski i jego zastępca Waldemar Jarczewski.
Bezpośrednią przyczyną spotkania miała być odmowa gen. Rapackiego założenia podsłuchów telefonicznych Andrzejowi Kadłuczce (głównemu projektantowi nawierzchni krakowskiego Rynku), Cezaremu Buśce (szefowi archeologów prowadzących prace pod Rynkiem), Stanisławie Górskiej (szefowej Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego) oraz prezydentowi Majchrowskiemu.
Według naszych rozmówców z policji podsłuch chcieli założyć policjanci z Komendy Miejskiej w Krakowie, ale Rapacki odmówił podpisania wniosku do sądu w tej sprawie. Miał uznać, że zebrane materiały są zbyt słabe do stosowania takich technik. Policjanci poskarżyli się prokuratorom. Na spotkaniu prokuratorzy mieli oskarżać Rapackiego o brak współpracy.
Generała miał bronić komendant Bieńkowski. Policja tłumaczyła, że prokuratura, jeśli chce, sama może wystąpić o założenie podsłuchów.
Po tym spotkaniu Rapacki rozmawiał jeszcze z szefem Prokuratury Krajowej Januszem Kaczmarkiem.
- Potwierdzam, że z krakowskiej prokuratury dochodziły sygnały o nieprawidłowościach w pracy policji. Nie chciałbym mówić, czego dotyczyło moje spotkanie z gen. Rapackim - powiedział "Gazecie" Kaczmarek.
Sam Rapacki mówi, że był informowany o spotkaniu w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Czy odmówił założenia podsłuchów krakowskim urzędnikom i prezydentowi? Rapacki: - Nie mogę wypowiadać się na temat spraw procesowych i operacyjnych.
To już drugi raz odejście Rapackiego ze stanowiska kojarzone jest z niechęcią władzy wobec jednego z najbardziej popularnych policjantów w Polsce.
W 2003 r., gdy rządził SLD, a Rapacki był zastępcą komendanta głównego, musiał odejść, po tym jak CBŚ wykryło aferę starachowicką, która przyczyniła się do upadku rządu Leszka Millera.
Marek Bieńkowski, komendant główny policji: Tak. Policja krakowska miała stosować wobec niektórych osób zasadę "świętych krów", czyli czynić nieuzasadnione wyjątki w pracy śledczej.
- Wyjaśnienia sprawy. Okazało się, że w dużej mierze jest to nieporozumienie. Policjanci i prokuratorzy bezpośrednio pracujący nad sprawą świetnie ze sobą współpracowali.
- Sprawdziliśmy wszystko dokładnie. Ze strony komendy wojewódzkiej nie było dostatecznego nadzoru nad komendą miejską. Jeden z zastępców komendanta miejskiego pomijał drogę służbową w kontaktach z instytucjami zewnętrznymi, w tym z prokuraturą. Ma teraz postępowanie dyscyplinarne, poleciłem go zawiesić w czynnościach.
- To teoria spiskowa. O zastosowaniu podsłuchu decyduje niezawisły sąd. Do odwołania gen. Rapackiego doszło po zakończeniu kontroli zarządzonej przeze mnie wcale nie z błahych powodów, które próbuje się określać mianem pretekstu.
Zginęły dwie niewinne osoby. Zabójca, wcześniej przez policję notowany, strzelał z legalnie posiadanej broni. A pozwolenie na broń podpisał gen. Rapacki. W cywilizowanym świecie płaci się za taki błąd dymisją.