Niezależność sądów doskwiera ministrowi Ziobrze

Rozmowa z sędzią Stanisławem Dąbrowskim, przewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa

Wczoraj opisaliśmy pomysł, by sędziom i prokuratorom odbierać immunitety w 24 godziny od złożenia wniosku przez prokuratora. Właśnie zaakceptowała to Sejmowa Komisja Sprawiedliwości. Co Pan na to?

Sędzia Stanisław Dąbrowski: To instrument zastraszania sędziów. I kolejny element większej całości zmierzającej do podporządkowania sądownictwa ministrowi sprawiedliwości. Mam wrażenie, że niezależność sądów doskwiera ministrowi sprawiedliwości, więc chce doprowadzić do tego, żeby podlegały mu tak jak prokuratura. Z ministerstwa wychodzą kolejne projekty nowelizacji zmierzające do zwiększania władzy ministra nad sądami.

Przykłady?

- Wybór nowego prezesa sądu, a jest to stanowisko kadencyjne. To minister proponuje Zgromadzeniu Ogólnemu Sędziów kandydata na prezesa. Nowy przepis pozwoli ministrowi powierzyć tę funkcję - tymczasowo - dowolnemu sędziemu. Wystarczy, żeby minister konsekwentnie przedstawiał kandydatów nie do zaakceptowania i ten tymczasowy prezes będzie pełnił obowiązki dowolnie długo. Ale to nie wszystko. Prezes ma też decydować o przydzielaniu sędziom spraw. Teraz o zasadach takiego przydzielania decyduje Kolegium Sądu.

Chodzi Panu o to, że można będzie manipulować przydzielaniem spraw tak, żeby konkretną sprawę dostał sędzia, który wiadomo jak ją osądzi?

- Nie tylko. Można np. ukarać sędziego, zawalając go sprawami. Poza tym prezes może przenieść go do innego wydziału.

Dzięki prawu do mianowania tymczasowego prezesa minister może wymienić prezesów sądów. Zrobił to z szefami prokuratur już na początku urzędowania, teraz przyjdzie czas na sądy. Obawiam się, że w końcu prezesami zostaną funkcjonariusze ministra sprawiedliwości.

W tej samej nowelizacji minister przyznaje sobie też prawo do zawieszania sędziów w pełnieniu obowiązków.

Powodem do zawieszenia oprócz podejrzenia popełnienia przestępstwa ma być też "interes służby". O co tu może chodzić?

- Nie mam pojęcia. Ale już sam pomysł, żeby przedstawiciel władzy wykonawczej mógł zawieszać sędziego w pełnieniu obowiązków, jest zupełnym kuriozum. To tak, jakby dać np. ministrowi spraw wewnętrznych prawo zawieszania w obowiązkach posła lub senatora!

Z kolei uchwalona kilka dni temu nowelizacja ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa zmierza do wymiany składu Rady. Zakazuje bowiem zasiadania w Radzie prezesom i wiceprezesom sądów, a takich na 15 członków jest 11. Jest to złamanie konstytucji, która nie ogranicza prawa sędziów do kandydowania do Rady.

Także niedawno przyjęto rządową nowelizację ustawy o biegłych sądowych. Niby drobiazg, ale jej skutek będzie taki, że sąd nie będzie mógł poprosić o ekspertyzę specjalisty, do którego ma zaufanie, a jedynie takiego, który jest na ministerialnej liście.

Czyli np. w sprawie o pornografię nie powoła prof. Lwa-Starowicza, jeśli nie znajdzie się on na tej liście z powodu zbyt liberalnych poglądów?

- Może tak być. Ja w tym ciągu rozmaitych nowelizacji widzę przemyślaną politykę podporządkowywania sądownictwa rządowi. W dodatku te pomysły nie są z nami należycie konsultowane. Ministerstwo przysyła nam do zaopiniowania założenia, a nie projekty.

I co z tym Krajowa Rada zrobi? Będzie skarżyć do Trybunału Konstytucyjnego?

- Obawiam się, że nie będziemy mieli innego wyjścia. Taka polityka rządu oznacza odebranie obywatelom prawa do rzetelnego sądu. Do tego nie można dopuścić.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.