Radom idzie na manowce - komentuje Rafał Kalukin

Radny Langowski z Radomia postanowił ograniczyć niedzielny handel. Wroga miał jasno sprecyzowanego - hipermarkety. Jednak pojawił się problem - zakaz handlu w niedziele dotknie nie tylko zagranicznego wyzyskiwacza, ale i osiedlowe warzywniaki, bliskie sercu każdego wrażliwego radnego.

Od czego jednak głowa? Radny wymyślił, że można zezwolić tylko na handel od godziny 11 do 14. Drobni sklepikarze swoje zarobią, a wyzyskiwaczowi nie będzie się opłacało otwierać interesu na trzy godziny. Langowski przekonał do pomysłu całą radę oraz wojewodę. Nie przewidzieli jednego - hipermarkety mogą zakaz złamać i zapłacić symboliczne 2,5 tys. zł kary, a sklepikarzy na to nie stać. I tak krwiożerczy kapitalizm raz jeszcze przechytrzył sprawiedliwych.

Morał z tej historii jest prosty: nie da się zadowolić wszystkich naraz. Handel niedzielny jest problemem, bo wolność gospodarcza i wygoda konsumentów stoją w sprzeczności z elementarnymi prawami pracowniczymi. Argumentów za i przeciw jest wiele, nic więc dziwnego, że Sejmowi - mimo kilku podejmowanych prób - nie udało się nigdy dojść do porozumienia. Sprawę biorą więc w swoje ręce samorządy. I nie ma w tym nic złego - jeśli ktoś ma ten dylemat rozstrzygnąć, to właśnie ludzie znający realia swej gminy i odpowiedzialni przed swymi społecznościami.

By próby ograniczania świątecznego handlu nie ocierały się o śmieszność, lokalne władze powinny jednak uświadomić sobie, że można podarować wolną niedzielę pracownikom hipermarketów, ale trzeba wiedzieć, że odbiera się tym samym utarg sklepikarzom. Droga na skróty, którą obrano w Radomiu, to droga na manowce.

Copyright © Agora SA