- Pan ambasador dołączył do listu artykuł z poniedziałkowej "Gazety Wyborczej" - mówi rzecznik prasowy Charczenki Leonid Biełousow. - Mój szef prosi o skontrolowanie przejść granicznych łączących Ukrainę z Polską. Trzeba wyjaśnić, czy informacje o skorumpowanych ukraińskich służbach granicznych są prawdziwe. Jeśli okaże się, że tak, winni poniosą konsekwencje. Ambasada będzie kontaktować się z Kijowem w tej sprawie, a o wynikach kontroli poinformujemy stronę Polską - zapewnił Biełousow.
W poniedziałek opisaliśmy, co się dzieje na przejściu Korczowa-Krakowiec łączącym okręg Lwowski z województwem podkarpackim. Od lat kierowcy wjeżdżający do kraju od strony ukraińskiej mają wybór: stać w ponadkilometrowej kolejce albo zapłacić haracz ukraińsko-polskiej mafii. Przekonaliśmy się naocznie, jak to działa.
Umówiliśmy się z trzema osiłkami na 300 złotych i 60 hrywien łapówki. Gangster zasiadł za kierownicą naszego auta i bez problemu minął kolejkę liczoną na dwie doby stania. Ukraińscy strażnicy graniczni grzecznie mu się ukłonili i przepuścili nas pod sam szlaban. Pieniądze przekazaliśmy na ich oczach, po wykonanej robocie.
Podobnie jak my zachowuje się większość nagabywanych kierowców. Setki z nich płaci haracz i jedzie w kierunku czoła kolejki.
Tylko jedno przejście w Krakowcu przekracza rocznie dwa miliony aut. Mafia i celnicy kasują od kierowców łapówki warte przynajmniej kilkanaście milionów euro. O wszystkim od lat wie polska straż graniczna, konsulat we Lwowie i ambasada ukraińska w Warszawie. Dopiero wczoraj zapadła decyzja o wysłaniu do Krakowca kontrolerów z ukraińskiego MSW.