Krzysztof Zgoda, szef działu rozwoju związku w Komisji Krajowej "S": 80, w sześciu miejscach. Najwięcej w Poznaniu. Organizacja powstała cztery miesiące temu i się rozwija.
- Zmienia. Pojawił się np. program liczenia nadgodzin. Pracownicy codziennie zgłaszają problemy, jakie pojawiają się przecież w każdym zakładzie. To już coś: jest możliwość artykułowania problemów i pojawił się dialog. Związek daje ludziom tyle, że nie boją się mówić o tym, co im się należy.
- Jeżeli ktoś ma zaległe nadgodziny, będziemy o tym rozmawiać z pracodawcą. Ale żaden z naszych nowych członków zatrudnionych w Biedronce nie zgłaszał takich spraw. Co nie znaczy, że takich przypadków nie ma.
- Pracodawcy na ogół boją się związku, ale kiedy już dochodzi do jego powstania, z reguły go akceptują. Widzą, że związek to partner, a nie źródło konfliktów. Wiele się udaje dzięki temu załatwić - najczęściej prostowane są nieprawidłowości związane z ewidencją czasu pracy oraz Funduszem Socjalnym, który wcześniej służył pracodawcy, a nie pracownikom.
Najważniejsze, że najczęściej od razu zmienia się sposób traktowania podwładnego przez zwierzchnika. Wysokie podwyżki wcale nie są najważniejsze. Liczy się odzyskana godność.