Dyplomata, agent czy pułkownik

O Nikołaju Zachmatowie już dwa razy pisano, że pełni w Polsce misję szpiegowsko-dyplomatyczną

W 1997 r. "Życie" opublikowało tekst "Korpus agentów". Z imienia i nazwiska wymieniono tam 22 pracowników rosyjskich placówek dyplomatycznych, identyfikując ich jako oficerów lub agentów rosyjskiego wywiadu wojskowego (GRU) lub Służby Wywiadu Zagranicznego (SVR). 51-letni wówczas Nikołaj Iwanowicz Zachmatow, radca ambasady rosyjskiej, znalazł się wśród współpracowników SVR. Krótko po tej publikacji opuścił Polskę.

Od "korytarza suwalskiego" do "Korpusu agentów"

Wcześniej, w 1996 r., zabiegał o realizację budowy "korytarza suwalskiego" - eksterytorialnej autostrady łączącej obwód kalinigradzki z Grodnem na Białorusi. Udało mu się pozyskać dla tego projektu poparcie kilku wysokich urzędników. Pomysł padł w Sejmie głosami polityków centroprawicy.

- Artykuł "Korpus agentów" był napisany na podstawie autentycznego tajnego dokumentu operacyjnego UOP z kwietnia 1995 r. - przyznaje nam dzisiaj Zbigniew Siemiątkowski, szef UOP w 1997 r.

W UOP prowadzono śledztwo, żeby zidentyfikować źródło przecieku do prasy. Ale nie znaleziono sprawcy. - Według mojej oceny dokument został w 1995 r. wyniesiony przez ludzi związanych z ówczesnym szefem kontrwywiadu Konstantym Miodowiczem - mówi Siemiątkowski.

Po raz drugi o Zachmatowie zrobiło się głośno, gdy w styczniu 2000 r. rząd Jerzego Buzka podjął decyzję o wydaleniu dziewięciu dyplomatów Federacji Rosyjskiej, których oskarżono o działalność agenturalną. - To wielki sukces UOP. Mamy bardzo dobrze udokumentowaną działalność szpiegowską w Polsce tych osób, których wydalenia zażądaliśmy - powiedział wtedy premier Buzek.

Lepiej trzymać, niż wydalać

Jednak Zachmatow nie znalazł się w tej grupie, chociaż pracował wtedy w Polsce. Wrócił w 1999 r. i został szefem przedstawicielstwa handlowego Federacji Rosyjskiej. "Życie" przy okazji wydalenia szpiegów-dyplomatów przypomniało o Zachmatowie, precyzując, że jest on pułkownikiem Służby Wywiadu Zagranicznego. Artykuł "Życia" nie był prostowany. Tylko w 2000 roku rosyjska rządowa agencja ITAR-TASS napisała, że UOP za pomocą mediów oczernia rosyjskich dyplomatów.

Zbigniew Siemiątkowski: - Wydalenie rosyjskich dyplomatów było efektem gry polskiego kontrwywiadu, z której rząd AWS zdecydował się zrobić polityczną sprawę. Zadaniem kontrwywiadu jest rozpoznawać i kontrolować obcą agenturę, wydalenie lub ujawnienie to w zasadzie klęska. Sukcesem byłoby nakłonienie do pracy "w drugą stronę".

Anonimowy oficer ABW: - Czasem nie ma sensu wydalanie agentów. Wygodnie jest mieć ich rozpoznanych. Dlatego przez wiele lat normalnie funkcjonowali ludzie, o których publicznie mówiło się, że mają podwójne etaty. Po co ich wydalać, jeżeli potem i tak druga strona przyśle kogoś nowego.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.