47-letni major BOR, mieszkaniec Warszawy, zapłacił za jedną dobę. Nie zwolnił pokoju na czas, nie otwierał, więc hotel wezwał policję. Trzeba było wyważyć drzwi, bo w zamku od wewnątrz tkwił klucz.
- Mężczyzna leżał w pokoju, miał ranę postrzałową głowy - mówi nadkomisarz Tadeusz Kaczmarek, rzecznik prasowy mazowieckiej policji. W pomieszczeniu znaleziono broń. Według Kaczmarka major najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. - Możliwe, że to było samobójstwo. Ten człowiek nie wychodził z pokoju, nikt też do niego nie wchodził. Ale nie słyszeliśmy strzału - mówi właścicielka hotelu.
Poseł Zbigniew Sobotka, którego ochraniał zmarły, był zszokowany informacją o jego śmierci. - To był bardzo sumienny, uczciwy funkcjonariusz - podkreśla Sobotka. - Oczywiście utrzymywaliśmy ze sobą kontakt koleżeński. Jak się kogoś zna tyle lat, to uważa się go za członka rodziny. Ja traktuję tę tragedię bardzo osobiście.
Major ochraniał Sobotkę w latach 1993-97 i 2001-03, gdy ten był wiceministrem spraw wewnętrznych.