Leczymy się jak w Meksyku

?Zielona księga" służby zdrowia. Tylko Meksyk i Korea wydają rocznie mniej na ochronę zdrowia.

Minister zdrowia przedstawił we wtorek zapowiadaną od sierpnia "Zieloną księgę", czyli raport ekspertów o finansowaniu ochrony zdrowia w Polsce. Ma on być podstawą do ogólnonarodowej debaty. Pomaga rozwiać mit, że na ochronę zdrowia wydajemy bardzo dużo i że wystarczy sensowniej wydawać pieniądze, żeby odczuć poprawę. Otóż finansowanie sektora zdrowia ze źródeł publicznych (składek, budżetu i samorządów) jest w Polsce - w przeliczeniu na obywatela - osiem razy niższe niż w Niemczech, trzy razy mniejsze niż w Grecji i Czechach i półtora razy mniejsze niż na Węgrzech.

- W 1996 r. udział wydatków na ochronę zdrowia wynosił 4,9 proc. PKB, a obecnie z trudem osiąga 4,3 proc. - piszą eksperci.

Choć nakłady na leczenie od 1999 r. wzrosły nominalnie o 50 proc., to niemal cały ten wzrost sektor zdrowia zawdzięcza obywatelom. Nakłady z budżetu systematycznie maleją, szczególnie od 2002 r., kiedy rządy objęła lewica. Spadły wówczas składki od bezrobotnych, które opłaca budżet, spadły nakłady na drogie procedury medyczne opłacane przez Ministerstwo Zdrowia, spadły wydatki na ratownictwo medyczne. Każdoroczny wzrost składki o 0,25 proc. powodował, że budżet przerzucał część swoich zadań na NFZ.

W ubiegłym roku wydano na zdrowie 51,7 mld zł, z tego prawie 40 proc. to były wydatki obywateli. Te prywatne wydatki od początku lat 90. wzrosły 3,5 razy, ale od kilku lat nie rosną już one w najbiedniejszych grupach społecznych. Najwyraźniej osiągnęły barierę dochodów. - Można zrozumieć niechęć obywateli do wprowadzenia współpłacenia - skomentował to min. Balicki Balicki.

Pierwszą pozycję kosztów w ochronie zdrowia stanowią wydatki na leki. - Można na to wydawać mniej bez szkody dla zdrowia - powiedział minister i zapowiedział nowe zasady refundacji po nowym roku. Listy leków refundowanych mają być aktualizowane co dwa miesiące.

Niemedyczne koszty pobytu w szpitalu (jedzenie, pościel, ogrzewanie itd.) zostały przez ekspertów wycenione na 18 proc. kosztów szpitali. To blisko 3 mld zł rocznie. Czy te pieniądze można zebrać od pacjentów? - Tylko publiczna debata może pozwolić na wnioski, które potem będzie można zapisać w ustawach - stwierdził minister.

Prof. Marian Wiśniewski prognozuje, że możliwości obywateli do zwiększenia nakładów wkrótce się skończą. Dzisiaj jeszcze niewielu zdaje sobie sprawę, że od 2003 r. coroczny wzrost składki o 0,25 proc. oznacza drenowanie kieszeni podatników i - faktycznie - zwiększenie podatków ponad oficjalne 19 proc. Do 2007 r. te "podatki" będą rosnąć, bo tak jest zapisane w ustawie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.