Sylwetka: Cimoszewicz chadza własnymi ścieżkami

Włodzimierz Cimoszewicz, 55 lat, doktor prawa. Od 1971 r. do końca był członkiem PZPR. W 1990 r. został szefem Parlamentarnego Klubu Lewicy Demokratycznej, czyli głównego klubu lewicy powstałej po rozwiązaniu się PZPR. W tym samym roku wystartował jako kandydat lewicy w wyborach prezydenckich. Na czele jego sztabu wyborczego stał Tomasz Nałęcz (dziś SdPl), a członkami byli m.in. Zbigniew Siemiątkowski i Krzysztof Janik (dziś obaj w SLD). Dostał 9 proc. ważnych głosów, trochę ponad 1,5 mln, co w 1990 r. dla człowieka z PZPR było uznawane za sukces.

W wyborach parlamentarnych 1991 roku Cimoszewicz był szefem komitetu wyborczego lewicy, ale po wyborach zaczął rozważać wystąpienie z klubu parlamentarnego. Tłumaczył "Gazecie", że nie ma ochoty być współodpowiedzialnym za "niejasne sprawki SdRP". Mówił też, że konto lewicy obciąża Leszek Miller świeżo wybrany na posła.

W III RP był ministrem, wicepremierem, premierem. Wicepremierem i ministrem sprawiedliwości został w 1993 r. w rządzie Waldemara Pawlaka. Przeprowadził tam antykorupcyjną akcję "Czyste ręce". Nie wszedł do następnego rządu - Józefa Oleksego. Kiedy premier Oleksy oskarżony o szpiegostwo na początku 1996 r. złożył dymisję, Sojusz wysunął kandydaturę Cimoszewicza na premiera koalicyjnego rządu SLD-PSL. W 2001 r. Cimoszewicz został szefem MSZ w rządzie Millera, a potem Marka Belki.

Twardo wprowadzał Polskę do UE. Podczas przedłużających się negocjacji potrafił mówić: "Nie pozwolimy się szantażować, że pociąg odjeżdża o 19.10. Odjedzie o 19.30. Nieszczęścia nie będzie".

Jednocześnie bronił "głębokiego partnerstwa" z USA: "Polska powinna mówić w Europie, że przywództwo Ameryki w świecie jest oczywiste i potrzebne. Nie chcemy wybierać między Ameryką a Europą".

W Europie łagodził napięcia polsko-niemieckie. Sejm miał do niego pretensję, że nie poparł uchwały o reparacjach należnych Polsce od Niemiec. Argumentował: sprawa reparacji została rozstrzygnięta w 1953 r., a ziemie zachodnie były traktowane jako część rekompensat. Równocześnie napominał posłów, że za politykę zagraniczną odpowiedzialny jest rząd.

W końcu zeszłego roku Cimoszewicz próbował zwrócić oczy Europy na Ukrainę i razem z Kwaśniewskim wspierali pokojowe rozwiązanie konfliktu.

W III RP zawsze kontestował swoich. Nie zapisał się do SdRP. Do SLD wstąpił dopiero w 1999 r. W 1995 r. przed wyborami prezydenckimi zaproponował, aby SLD nie wystawiało swego kandydata, lecz poparło Jacka Kuronia. Krytykował w 1995 r. Jerzego Jaskiernię, ministra sprawiedliwości w rządzie Józefa Oleksego, za uwikłanie prokuratury w politykę. Chodziło o zaangażowanie prokuratury w trakcie kampanii prezydenckiej 1995 r. po stronie Aleksandra Kwaśniewskiego. I gdy został premierem, nie wziął go do rządu. Prawie od początku krytykował rząd Millera za upartyjnianie państwa. Na wiosnę zeszłego roku podpisał się pod projektem partyjnej uchwały "Dość złudzeń" krytycznie oceniającej rządy Millera i politykę SLD. Grupa sygnatariuszy na czele z Markiem Borowskim odeszła wtedy z SLD. Cimoszewicz został. "Uznałem, że sprawy krajowe nie mogą mnie angażować, gdyż byłoby to szkodliwe dla moich podstawowych obowiązków" - tak wyjaśniał "Kurierowi Porannemu", dlaczego nie opuścił Sojuszu. Dwa tygodnie temu mówił, że w jego partii ogromne wpływ mają ludzie, którzy myślą "niemądrze". Ich poglądy - twierdził Cimoszewicz - na sposób sprawowania władzy czy moralność w życiu publicznym są mu obce. Chciałby, aby ta kadencja Sejmu została skrócona, bo to publicznie obiecywał Sojusz, prezydent i premier.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.