Nie chcą ubezpieczać szpitali

Wydatki szpitali na ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej poszły kilka razy w górę. Powód? Dramatycznie rośnie liczba spraw wytaczanych służbie zdrowia przez pacjentów. W tej sytuacji firmy ubezpieczeniowe żądają nawet i pięciokrotnie wyższych składek niż rok temu

Sądy w całej Polsce są zawalone pozwami pacjentów przeciwko szpitalom, przychodniom, pogotowiu. Większość spraw z reguły kończy się wygraną pacjenta.

Mniej więcej połowa dotyczy zakażenia żółtaczką, choć w sądach uważają, że "lawina żółtaczkowa" jest już mniejsza niż kilka lat temu. Coraz więcej jest pozwów dotyczących zakażeń wewnątrzszpitalnych (gronkowiec, klebsiella) i wreszcie błędów w sztuce lekarskiej.

Odszkodowania przyznawane przez sądy wahają się od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Zdarzają się też i takie po kilkaset tysięcy. Rok temu łódzki szpital im. Rydygiera zawarł w sądzie ugodę z rodzicami dziewczynki, która urodziła się z trwałym upośledzeniem. Zgodził się zapłacić 300 tys. zł zadośćuczynienia i 2,7 tys. zł miesięcznej renty.

Ubezpieczyciele nie patrzą na to obojętnie, tylko bez pardonu podnoszą stawki ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej. Niektórzy nawet o 500 proc.

- Podwyżki są spowodowane znacznym wzrostem wypłacanych przez nas odszkodowań - mówi Tomasz Fill, rzecznik prasowy PZU SA. - Z roku na rok płacimy coraz więcej z tytułu błędów w sztuce, zakażeń chorobami zakaźnymi itp. Podwyżki dotyczą placówek, w których wzrosły w ostatnim czasie koszty odszkodowań.

- Nie możemy sobie pozwolić na niewykupienie polisy - mówi dr Józef Tazbir, dyrektor 1000-łóżkowego łódzkiego "Kopernika". - Jedna przegrana sprawa mogłaby nas rozłożyć na łopatki.

Tazbir zapłacił za ubezpieczenie trzykrotnie więcej niż przed rokiem. Nie chce mówić o kwotach, zasłaniając się tajemnicą handlową. - Nie miałem wyboru, chętna do ubezpieczenia była tylko jedna firma. Teraz szukam oszczędności. Być może będę zmuszony wstrzymać premie dla pracowników, obetnę także budżet na leki.

Prof. Piotr Kuna, dyrektor klinicznego szpitala w Łodzi: - Rok temu płaciliśmy 100 tys. zł, teraz - 150 tys. zł. Szkoda, bo za te 50 tys. mógłbym kupić aparat do usg.

Waldemar Podhalicz z urzędu marszałkowskiego w Łodzi: - Podlegają nam 54 szpitale. Do tej pory ich ubezpieczenie kosztowało grubo ponad pięć milionów. Gdyby okazało się, że trzeba zapłacić trzy razy tyle, najbardziej zadłużone placówki znajdą się w tragicznej wręcz sytuacji.

Problem dotyczy szpitali w całym kraju. Jarosław Wójcicki, dyrektor miejskiego szpitala w Kielcach: - Od lat współpracujemy z PZU, dlatego bardzo się zdziwiłem, że chcą pięciokrotnie więcej niż w ubiegłym roku. Dwa tygodnie ostro negocjowałem z miejscową dyrekcją PZU. Ale i tak zapłaciłem dwa razy tyle co poprzednio.

Szpital wojewódzki w Zgierzu zapłaci ubezpieczycielowi trzykrotnie więcej niż rok temu.

Właściciel jednej z kancelarii brokerskich w Łodzi: - Nawet jeśli szpital nie przegrał żadnej sprawy, a tylko wpłynął przeciwko niemu pozew, odbija się to na wysokości opłat. Ubezpieczyciel musi odłożyć pieniądze na ewentualne odszkodowanie. Nasilenie roszczeń wobec służby zdrowia jest ogromne. Ta ogólnoświatowa tendencja ostatnio dotarła do Polski. Szpitale przegrywają sprawy, bo nie są przygotowane do obrony. Np. w większości amerykańskich klinik operacje rejestrują kamery. I szpital może udowodnić, że lekarze nie popełnili błędu. W Polsce się tego nie robi. Dlatego niektórzy ubezpieczyciele chcą wycofać się z OC dla służby zdrowia i wprowadzają zaporowe stawki.

Copyright © Agora SA