- To kuriozalna propozycja! Markowski gra teczkami dla rozgłosu - odpiera Marek Gralik, bydgoski radny PiS. - Nie występuję o żadną teczkę - dodaje.
W partii widoczny jest podział nie tylko na zwolenników i przeciwników ujawniania zawartości SB-ckich teczek. Z jednej strony o autolustrację samorządowców wystąpił poseł Markowski, z drugiej (dzień później) - skłócony z nim Kosma Złotowski, były parlamentarzysta, a dziś szef klubu bydgoskich radnych PiS. Obaj panowie zgodnie podkreślają: - Kto nie wystąpi o teczkę, wyleci z partii.
Krajowe władze Prawa i Sprawiedliwości przyznają, że bydgoscy aktywiści są w swoich lustracyjnych zapędach bardziej gorliwi od samych braci Kaczyńskich.
- To jakaś regionalna inicjatywa - mówi zdziwiony lustracyjnym zamieszaniem Adam Bielan, rzecznik PiS. - Na szczeblu centralnym nie wzywamy swoich członków do autolustracji. Nie można od razu grozić wyrzuceniem tych, którzy się nie zastosują do wezwania. To lekka przesada.
Tomasz Rega, również bydgoski radny PiS i najbliższy współpracownik posła Markowskiego, nie dowierza działaczom z centrali i szykuje już wniosek do IPN, mimo że w chwili upadku PRL miał 15 lat.
- Za niewystąpienie po teczkę grozi wyrzucenie z partii, bo taką uchwałę wydał nasz regionalny szef - mówi. - To nic, że moich akt raczej w IPN nie znajdę, bo w czasach PRL byłem dzieckiem. Jestem radnym PiS, więc uchwała mnie obowiązuje.