- Pozwy o zarażenie wirusowym zapaleniem wątroby to połowa pozwów przeciwko szpitalom i przychodniom - ocenia sędzia Izydor Rekść. W 80 proc. zapadają wyroki korzystne dla pacjentów.
Coraz więcej spraw dotyczy tzw. zakażeń wewnątrzszpitalnych (gronkowiec, Klebsiella). - Po żółtaczkach to najczęstsze pozwy - ocenia prof. Stefan Szram z Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego.
Najgłośniejszym procesem o zakażenie wewnątrzszpitalne jest sprawa łódzkiego szpitala im. Madurowicza. Trwają postępowania wytoczone przez rodziców noworodków, które zmarły po zakażeniu bakterią Klebsiella pneumoniae. Każda z czterech rodzin domaga się za śmierć dziecka po około 100 tys.
Trzeci najczęstszy rodzaj pozwów dotyczy niedociągnięć organizacyjnych w szpitalach, często wynikających z biedy. - Niedawno zapadł wyrok w sprawie, którą wytoczyli szpitalowi rodzice zmarłego noworodka - mówi prof. Szram. - Dziecko urodziło się w ciężkim stanie, który ciągle się pogarszał. Po kilku godzinach zmarło. Ponieważ w szpitalu nie było w tym czasie specjalisty neonatologa, dyżurował tylko pediatra, sąd nakazał wypłacić odszkodowanie.
Najgłośniejszy proces o "niedociągnięcia" skończył się w ubiegłym roku zasądzeniem po 80 i 50 tys. zł. Sprawa dotyczyła zabiegów w Białostockim Centrum Onkologii. W trakcie naświetlania nastąpiła awaria zasilania. Włączony po awarii wysłużony aparat Neptun emitował zbyt wielką dawkę promieniowania. Nim się zorientowano, co się stało, poparzono pięć pacjentek.
- Przybywa też lawinowo pozwów dotyczących błędów lekarskich - zdradza sędzia Anna Beniak, szefowa II wydziału cywilnego w łódzkim sądzie okręgowym. - Tu z reguły żądania finansowe pacjentów są wyższe niż np. przy żółtaczkach.
Mieszkaniec Częstochowy pozwał szpital, w którym w wyniku złej diagnozy i leczenia usunięto mu prawie całe jelita. Sąd przyznał 80 tys. zł odszkodowania, nakazał zwrócić koszty leczenia i wypłacić rentę. Łączna suma zadośćuczynienia może przekroczyć 200 tys. zł. 25 tys. zasądzono kobiecie, której w lubelskiej klinice wszczepiono do oka złą soczewkę. Widzi zniekształcony obraz.
- Nigdy nie było tak dużo spraw dotyczących błędu medycznego - mówi dr Mirosław Kosicki z Zakładu Medycyny Sądowej łódzkiego Uniwersytetu Medycznego, który przygotowuje ekspertyzy dla sądów i prokuratur z całego kraju. - W ubiegłym roku przygotowaliśmy aż 400 ekspertyz. Dla porównania w 2000 r. było ich 100, a w 1997 zaledwie 40!
Prof. Szram przewiduje, że niebawem powstanie kolejna kategoria medycznych spraw sądowych - pozwy o utrudnienie w dostępie do leczenia. - Coraz częściej się zdarza, że szpital każe czekać pacjentom na zabiegi miesiącami. A pacjenci zaczną udowadniać, że w tym czasie proces chorobowy postępował, przez co byli narażeni na utratę zdrowia. I wielu może mieć rację!
Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej: - Niestety, dociera do nas zjawisko typowe dla amerykańskiej medycyny, czyli poczucie możliwości skarżenia służby zdrowia.
- Nie ma w Łodzi szpitala, który choć raz nie byłby pozwany - potwierdza adwokat Maria Wentlandt-Walkiewicz. - Rosną wymagania wobec służby zdrowia i świadomość prawna w społeczeństwie.
- Specyficzna świadomość prawna - podkreśla Marek Wójtowicz, prezes Stowarzyszenia Menedżerów Ochrony Zdrowia (STOMOZ) i dyrektor szpitala w Lubartowie (Lubelskie). - Do ludzi dotarło, że na procesach ze szpitalami można zarobić, i chcą z tego skorzystać.
W taki model są wpisani prawnicy wyspecjalizowani w procesowaniu się ze szpitalami i instytucje ubezpieczeniowe chroniące służbę zdrowia przed ruiną spowodowaną odszkodowaniami.
- To generuje ogromne koszty i nie zawsze przekłada się na jakość leczenia. W cenę każdego zabiegu muszą być wpisane koszty ubezpieczenia, a lekarze zmuszani są do defensywnych działań. Każdemu pacjentowi robi się więc wszystkie możliwe badania - tłumaczy Radziwiłł. Samorząd lekarski zauważył problem roszczeń przeciw służbie zdrowia i proponuje skopiowanie systemu ubezpieczeń od odpowiedzialności cywilnej, istniejącego w Skandynawii. Roszczenia pacjenta tylko w ostateczności są rozpatrywane przez sądy. Zastępują je specjalne komisje. Odszkodowania nie są tak wysokie, jak w innych krajach, ale szybko przyznaje się je w większości spraw. Szacuje się, że za wprowadzenie tego rozwiązania w Polsce przeciętny pacjent zapłaci 4 euro rocznie.
Radziwiłł: - Błędów lekarskich nie da się uniknąć, a takie rozwiązanie pozwoliłoby na zlikwidowanie odium nienawiści związanego z niemożnością wyegzekwowania roszczeń.