On jeździł do mnie, teraz ja przyjechałem

Dariusz Jaworski z poznańskiej redakcji ?Gazety" do Rzymu dojechał samochodem.

Poranek. Na Via della Conciliazione rozłożone karimaty i śpiwory. Jedni jeszcze śpią, inni odmawiają różaniec albo jedzą kanapki. Mają ze sobą wszystko, co jest potrzebne - zaprawieni w niejednej już pielgrzymce. Marzyli, żeby znaleźć się na pl. św. Piotra, ale utknęli tutaj, pośród Sycylijczyków i Hiszpanów. - Byłem na wszystkich Jego pielgrzymkach - mówi 60-letni Józef. - Tyle że to On jeździł do mnie, a teraz ja przyjechałem do Niego.

Przedpołudnie. Na moście Wiktora Emanuela jest nieco groteskowo. Tylko nieliczni widzą stąd fragment telebimu i mszę żałobną i tylko nieliczni tkwią w modlitewnym skupieniu. Pomiędzy stojącymi przeciskają się sprzedawcy gazet i żebracy. Gdy rozpoczyna się obrzęd komunii świętej, młody mężczyzna klęka na bruku. Zastygłego w modlitwie filmuje kamera rosyjskiej telewizji. Zaraz pojawiają się dwie następne i fotoreporter. Obok chłopaka, na balustradzie mostu, płoną znicze.

Południe. Trumna z Janem Pawłem II zostaje poświęcona. Obraz na telebimie prowokuje młodych Hiszpanów do rytmicznego klaskania i skandowania: "Giovani Paolo". Przyłącza się do nich młodzież z Rzeszowa. Włosi rozwijają transparent "Giovani Paolo, Santo Santo". Trumna zostaje przeniesiona do Bazyliki, a burza oklasków narasta. Kilkunastoletnia dziewczyna płacze. Oklaski nie milkną przez 20 minut.

Popołudnie. - Szkoda, że nie przyjechał z nami żaden ksiądz - mówi z lekkim żalem Marysia z Pomorza. - Mówił, że ten wyjazd to taki polski owczy pęd, że ruszyliśmy na Rzym jak husaria, a za Papieża można się pomodlić w Polsce. Teraz zobaczyłby, że to nie tylko emocje, że Papież był dla nas kimś najważniejszym.

Wieczór. Poszliśmy na plac św. Piotra zapalić znicze. Od wszystkich...

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.