Nowym członkiem rady nadzorczej został Krzysztof Czeszejko-Sochacki, związany z lewicą były szef Kancelarii Sejmu.
Decyzja KRRiT oznacza eskalację konfliktu o przejęcie władzy w TVP. Większość zarządu i rady nadzorczej TVP uważa bowiem, że Czeszejko-Sochacki został wybrany bezprawnie. To dramatycznie skomplikuje sytuację w spółce. Zarząd i rada nadzorcza mogą podzielić się na dwie części: tych, którzy akceptują wybór nowego członka, i tych, którzy uważają, że zostało złamane prawo.
Opozycja nie posiada się z oburzenia. Krajowej Radzie zarzuca łamanie prawa w imię obrony interesów lewicy w telewizji publicznej. Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), wiceszefowa sejmowej komisji kultury powiedziała wczoraj wręcz, że KRRiT "zagraża ładowi medialnemu w Polsce", bo podejmując bezprawne decyzje, działa metodą faktów dokonanych. Marek Jurek (PiS), były szef Krajowej Rady twierdzi, że KRRiT "ośmiesza nas na arenie międzynarodowej", bo "złamała zasady powszechnie przyjmowane w świecie mediów i gwarantujące ich niezależność". Jurek chce, by w tej sytuacji Sejm odrzucił sprawozdanie KRRiT. A odrzucenie go przez Sejm, Senat i prezydenta oznacza automatyczne rozwiązanie Rady w tym kształcie i wybór nowych członków.
KRRiT bardzo spieszyła się z wyborem nowego członka rady nadzorczej. Chodziło o to, by zdążyć przed wczorajszym posiedzeniem sejmowej komisji kultury, na której opozycja chciała przyjąć uchwałę wzywającą KRRiT do wstrzymania się z powoływaniem nowego członka rady nadzorczej. Bo istnieje spór o to, czy KRRiT w ogóle miała powód i prawo go wybierać.
Czeszejko-Sochacki ma zastąpić w radzie nadzorczej Marka Ostrowskiego, szefa rady. Lewicowa większość w KRRiT uznała bowiem, iż mandat Ostrowskiego wygasł we wrześniu zeszłego roku, gdy podjął on pracę jako wicedyrektor TVP 3. Prawnicze ekspertyzy w tej kwestii nie były jednoznaczne, Ostrowski zrezygnował z posady dyrektora. Prawnicy byli zgodni natomiast co do tego, że jedynym organem, który ma prawo orzec wygaśnięcie mandatu członka rady nadzorczej jest sąd. Do sądu trafiły więc pozwy m.in. zarządu TVP i Krajowej Rady. Ten drugi sąd odrzucił, twierdząc, że KRRiT nie ma interesu prawnego, by występować w tej sprawie. Wówczas szefowa KRRiT Danuta Waniek postanowiła nie czekać na werdykt sądu: przeforsowała własną uchwałę, że mandat Ostrowskiego wygasł. Ale to decyzja niezgodna z prawem. Oznacza też, że KRRiT przypisuje sobie kompetencje władzy sądowniczej. Dlatego PO już zebrała ponad 115 wymaganych podpisów pod własnym wnioskiem o postawienie Waniek przed Trybunałem Stanu.
Dlaczego dla lewicy mandat Ostrowskiego jest tak ważny? Bo jego unieważnienie oznacza przywrócenie do pracy zawieszonego członka zarządu TVP Ryszarda Pacławskiego. Pacławski wszedł do zarządu dzięki głosom lewicy i po to, by pilnować w spółce jej interesów. Jego obecność w zarządzie gwarantuje lewicy większość. Pacławski usiłował wrócić do pracy tuż po tym, jak KRRiT uchwaliła wygaśnięcie mandatu Ostrowskiego, ale prezes spółki Jan Dworak do tego nie dopuścił.
Waniek postanowiła nie wstrzymywać konkursu nawet wówczas, gdy było wiadomo, że 6 lipca sąd ma się wypowiedzieć w sprawie mandatu Ostrowskiego.
W dziewięcioosobowej KRRiT Czeszejko-Sochacki dostał siedem głosów. Za głosowali: Danuta Waniek, Sławomira Łozińska, Anna Szydłowska, Ryszard Ulicki, Ryszard Sławiński, Aleksander Łuczak i Andrzej Kneifel. Andrzej Zieliński (związany z PSL) wstrzymał się od głosu, a Lech Jaworski, jedyny reprezentant prawicy w KRRiT, w ogóle nie wziął udziału w głosowaniu. - Bo to było działanie bezprawne - uzasadnia swoją decyzję.