Rekrutacja na studia niezgodna z regulaminem uczelni

Rektor Pomorskiej Akademii Medycznej dwa razy złamał własną uchwałę, żeby na studia wieczorowe przyjąć więcej studentów. Wśród nich był syn jednego z dyrektorów szczecińskiego NFZ oraz córka ordynatora szpitala miejskiego

Według uczelnianych przepisów oboje nie powinni się na te studia dostać. Senat uczelni zapisał w uchwale, że na wieczorowe studia lekarskie przyjmie w roku akademickim 2004/2005 maksymalnie 40 osób i tylko z liczbą zdobytych punktów nie mniejszą, niż 59 (na 120 możliwych). Uchwałę podpisał rektor Wenancjusz Domagała. Potem sam zdecydował, że przyjmie 59 osób, z których tylko połowa spełnia wymagania co do punktacji.

Listę przyjętych zamyka córka ordynatora szpitala miejskiego Jerzego Łokociejewskiego z liczbą punktów 35.

- Córka pośliznęła się tylko na egzaminie, ale teraz jest bardzo dobrą studentką - mówi Łokociejewski.

Syn Mirosława Blachowskiego, wicedyrektora szczecińskiego NFZ, też nie zdobył wymaganej w uchwale liczby punktów, bo tylko 47. Był o dziesięć miejsc za daleko, żeby się załapać zgodnie z regulaminem.

- Przyjęliśmy więcej studentów, ponieważ wielu absolwentów wyjeżdża za granicę i mamy niedobory lekarzy - mówi prof. dr hab. med. Przemysław Nowacki, prorektor ds. dydaktyki (rektor od przyszłego roku akademickiego). Według Nowackiego wszystko jest w porządku, bo na wieczorowe studia dostał się każdy, kto chciał.

Czy z tego wynika, że w Szczecinie wystarczy mieć pieniądze, żeby się dostać na studia medyczne (rok nauki kosztuje 17 tys. zł)? Niekoniecznie, bo w ub.r. uczelnia nie przyjęła wszystkich, którzy chcieli za naukę zapłacić. Przestrzegała przyjętej uchwały i dostali się tylko ci, którzy zmieścili się w limicie przyjęć i punktacji. Odrzucono dziesięć podań.

Dlaczego PAM godzi się na studentów z tak słabymi wynikami? - To nie znaczy, że są słabi, tylko, że im źle poszło na egzaminie. Może to z powodu zbyt dużego stresu? Gdyby inni zapłacili, też by zostali przyjęci - stwierdza rektor. O studia na PAM biło się w tym roku 5,5 osoby na miejsce. Odpadło 470, z tego ponad połowa z egzaminem zdanym na poziomie 50 procent. Na studia wieczorowe jednak nie poszli, bo nie było ich stać na opłacenie czesnego.

Studia wieczorowe w PAM są takie tylko z nazwy: studenci chodzą na zajęcia razem, tylko jedni za nie płacą, a inni nie. Na piątym roku "wieczorowi" przestają płacić i wchodzą na studia dzienne, tak żeby wszyscy skończyli z jednakowym dyplomem.

Iwona Raszke, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej, komentuję decyzję rektora PAM: - Jeśli uczelnia ma takie moce, żeby przyjąć więcej studentów, to niech ich przyjmuje na studia dzienne.

Copyright © Agora SA