Trzy godziny Wenderlicha

Poseł i były rzecznik SLD Jerzy Wenderlich sam zgłosił się wczoraj do gdańskiej prokuratury na przesłuchanie w związku z aferą korupcyjną, której głównym bohaterem jest Leszek B., dostawca wody mineralnej do Sejmu

Właściciel Ostromeckiej od poniedziałku siedzi w gdańskim areszcie podejrzany o korumpowanie decydentów z Pomorza i Kujaw. Prokuratura ma nagrania jego rozmów o pieniądzach - m.in. ze starostą bydgoskim, urzędniczką kujawsko-pomorskiego samorządu, gdańskim sędzią i z Wenderlichem.

Z tej ostatniej wymiany zdań wynika, że Leszek B. w ubiegłym roku prosił posła, aby ten interweniował u wojewody kujawsko-pomorskiego w sprawie przedłużenia korzystnej dla biznesmena dzierżawy pałacyku. Poseł podjął się zadania, a jednocześnie sam zabiegał u przedsiębiorcy o finansowe wsparcie kampanii SLD do Europarlamentu.

Po aresztowaniu Leszka B. Wenderlich wydał "oświadczenie", w którym potwierdza te fakty i wyjaśnia oba wątki: "...kiedy przedsiębiorca przedstawił mi swoje problemy, zatelefonowałem, jak wielokroć w podobnych przypadkach, do wojewody, z prośbą, aby zechciał wysłuchać zainteresowanego. No i tyle. Można by więc mi zarzucić, że moja aktywność w sprawie była za mała...(...) Nigdy nikt nie garnął się z własnej woli, aby udzielać zgodnego z prawem wspierania moich inicjatyw, czy mnie osobiście w kampaniach wyborczych. Wręcz odwrotnie - to ja prosiłem o pomoc, tak jak przykładowo w kampanii do Parlamentu Europejskiego (...) czyniłem to tak, jak setki kandydatów zabiegających o fundusze".

W "oświadczeniu" poseł poprosił ministra sprawiedliwości Andrzeja Kalwasa o natychmiastowe przesłuchanie: "Tylko to pozwoli przerwać nikczemne insynuacje" - zakończył.

- Przesłuchaliśmy posła w charakterze świadka - potwierdził wczoraj Piotr Wesołowski, zastępca prokuratora apelacyjnego w Gdańsku. - Zeznawał blisko trzy godziny. Za wcześnie mówić o szczegółach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.