Czar odpraw

Nowy rekord wysokości pracowniczych odpraw. PKN Orlen jest gotów zapłacić nawet 200 tys. zł pracownikom, którzy zgodzą się odejść z firmy

O możliwości uzyskania odpraw pracownicy płockiej spółki dowiedzieli się od swoich szefów w kwietniu. Właśnie zakończyło się przyjmowanie zgłoszeń od chętnych. Okazało się, że odejść z firmy - w której średnie zarobki to ok. 4 tys. zł brutto - gotowych jest nawet 700 osób. Ponad dwa razy więcej, niż zakładał zarząd.

Spółka chciała zwolnić ok. 320 osób, bo w Orlenie jest nadzatrudnienie. Podobnej wielkości austriacki koncern OMV ma dwa razy mniejszą załogę.

Ile mogą dostać odchodzący z PKN? 50 tys. zł plus po 4 tys. zł za każdy przepracowany rok.

PKN Orlen notuje rekordowe zyski. W ubiegłym roku zarobił na czysto ponad 2 mld zł. Stać go więc na wypłatę ogromnych premii. - To tylko pozornie wielki wydatek - mówi ekonomista prof. Witold Orłowski. - Firmie opłaca się teraz więcej, by móc później zaoszczędzić na etatach. Koszty odpraw zwrócą się po 5-6 latach - mówi Orłowski.

W starciu ze związkami

Dobrowolne odejście pracownika to także dla wielu innych firm najkorzystniejsze, choć często nie najtańsze rozwiązanie. - Chcemy, aby wszystko odbywało się w warunkach spokoju społecznego. Lepiej dać naszym pracownikom wysokie odprawy, niż narazić się na gwałtowny protest - mówi anonimowy przedstawiciel firmy z branży energetycznej. - Gdybyśmy zaproponowali zwyczajowe kilkumiesięczne odprawy, pracownicy mogliby doprowadzić nawet do strajku generalnego.

Taki scenariusz jest prawdopodobny, bo w ostatnich miesiącach związkowcy udowodnili, że są na tyle mocni, by wpływać na strategiczne decyzje koncernów. Przekonał się o tym sam minister skarbu Jacek Socha. Niedawno opór związkowców z Huty Częstochowa doprowadził do odrzucenia oferty koncernu Mittal Steel. Związkowcy woleli ukraiński Donbas i dopięli swego. Podobnie swoją siłę pokazali pracownicy Polmosu Białystok. Najpierw oprotestowali wybór na inwestora firmy Sobieski Dystrybucja, a w poniedziałek wymusili na kolejnym chętnym - amerykańskim CEDC - gigantyczny pakiet socjalny.

Zresztą w przypadku planowanych zwolnień w Orlenie też doszło do konfliktu ze związkowcami, którzy ostro protestowali w obronie miejsc pracy. Ale tym razem to zarząd firmy był górą - okazało się, że jego oferta skusiła dużo więcej osób, niż planowano zwolnić. - To dlatego, że szefowie naciskali na pracowników - utyskują związkowcy.

Nie tylko Orlen

Proponowana wysokość odpraw rośnie. Niedawno rekordem było 100 tys. zł. Tyle m.in. mogli dostać pracownicy przejętej przez belgijskiego Tractabela Elektrowni Połaniec. Tam także zainteresowanie było większe, niż spodziewały się władze firmy.

Potem stawkę o 20 tys. zł podbili zagraniczni właściciele Elektrowni Rybnik. Jeszcze więcej chce płacić zarząd największego w kraju producenta energii elektrycznej holdingu BOT. Nawet 150 tys. zł dla pracownika.

Ale hojne odprawy to nie wszystko. - Mam 45 lat, do emerytury 20. Co ja zrobię z tymi pieniędzmi? Gdzie ja znajdę pracę? - mówi "Gazecie" pracownik wchodzącej w skład BOT-u Elektrowni Opole.

Nic więc dziwnego, że - jak przyznają szefowie BOT-u - zebrać chętnych wcale nie będzie łatwo.

Lepsza wędka od ryb

Według socjologa prof. Marka Szczepańskiego rozwiązanie polegające na dawaniu pracownikom wysokich odpraw pieniężnych nie jest najlepsze. - Dajemy rybę zamiast wędki. W praktyce znaczna część z otrzymanych pieniędzy jest przejadana. Lepiej byłoby, aby zakłady pieniądze przeznaczyły na tworzenie nowych miejsc pracy - mówi naukowiec.

Szczepański badał los górników, którzy wzięli odprawy - by zmniejszyć zatrudnienie w kopalniach. Rząd Jerzego Buzka płacił górnikom nawet 60 tys. zł, by dobrowolnie odeszli z kopalń. Z odpraw skorzystało ponad 50 tys. pracowników kopalń. Zainteresowanie odprawami było w pewnym momencie tak duże, że w budżecie brakło na nie pieniędzy.

Jaki był efekt odpraw? Z przeprowadzonych przez socjologów badań wynikało, że znaczna część pieniędzy była przez górników marnotrawiona - na Górnym Śląsku panowała nawet opinia, że za otrzymane od państwa pieniądze pracownicy kopalń masowo kupowali samochody.

- Znaczny odsetek pracowników kopalń wrócił na garnuszek państwa, stracili pracę, zwrócili się więc po pomoc - mówi Szczepański. Na szczęście teraz pracownicy dłużej zastanawiają się, zanim zdecydują się na wzięcie odprawy.

Nie wszyscy mają szansę

Sukces odpraw w znacznej części zależy od tego, gdzie położony jest zwalniający pracowników zakład. Im mniejsza miejscowość i dalej do dużej aglomeracji, tym chętnych jest mniej. Położona na uboczu kopalnia czy elektrownia to bowiem często jedyny pracodawca w regionie. Wszystko się kręci wokół niej. Pracownik, który z takiej firmy odejdzie, staje zwykle przed koniecznością wyjazdu do innego miasta.

Odprawom nie sprzyja także wysokie bezrobocie. Pracownicy boją się brać pieniądze w obawie przed niemożliwością zdobycia nowej pracy.

Chętniej po odprawy sięgają młodzi wykwalifikowani pracownicy. W Orlenie zgłosiło się np. mnóstwo informatyków i ekonomistów. Wiedzą, że ich szanse na rynku pracy są spore, a odprawę traktują raczej jak niespodziewaną premię.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.