Dyspozytorki z Gliwic Dorota Bławicka i Lucyna Kusz odebrały telefon od mężczyzny, który resztkami sił wyszeptał: - Potrzebuję pomocy. Potem połączenie się urwało.
Dyspozytorki połączyły się z informacją TP. Poprosiły o adres abonenta, z którego numeru wzywano pomocy. Telefonistka odmówiła, zasłaniając się ustawą o ochronie danych osobowych. Przełączyła do szefa, ale połączenie zostało przerwane.
Kobiety sprawdziły komputerową bazę centrum, szukając numeru podobnego do wyświetlonego. Tak odnalazły trzy zgłoszenia z Pniowa z numerem bardzo podobnym do tego, skąd wzywano pomocy. Ustaliły adres i wysłały tam pogotowie. Karetka przy pomocy sąsiadów odszukała 45-letniego Wernera Fabiana i uratowano mu życie. Mężczyzna miał zawał.
Pracownicy Centrum Ratownictwa są oburzeni zachowaniem TP. Chcą, by ustaliła jasne kryteria postępowania, by taka sytuacji już nigdy więcej się nie powtórzyła.
Maria Piskier z biura prasowego TP SA twierdzi, że telefonistka postąpiła prawidłowo. - Mając tylko numer telefonu, absolutnie nie mogła podać prywatnego adresu abonenta. Nawet w tak tragicznej sytuacji obowiązuje ją ustawa o ochronie danych osobowych - tłumaczy Piskier.
Innego zdania jest Iwona Czaplicka z biura prasowego Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. - W sytuacji gdy chodzi o ludzkie życie, zasłanianie się ustawą o ochronie danych osobowych jest niewłaściwe. Należało udostępnić te dane, tym bardziej że prosił o nie nie anonimowy obywatel lecz instytucja publiczna.