- Do lekarza sprowadziła mnie wysoka gorączka - mówi pan Tomek z Wałbrzycha. - Nie pomogły leki przeciwgorączkowe, ani okłady. W przychodni już w rejestracji usłyszałem, że bez książeczki Rejestru Usług Medycznych używanej na Pomorzu nie zostanę przyjęty. Dlaczego? Płacę składki, jestem ubezpieczony.
System RUM działa w niewielu województwach w Polsce. To, co naturalne dla mieszkańców Trójmiasta, dziwi przybysza z Warszawy czy Wrocławia. Tam chory zabiera do lekarza np. legitymację ubezpieczeniową. Taką samą przywozi nad morze.
- Nasze panie rejestratorki rzeczywiście jakby nie wiedziały, że poza pomorskim tylko w dwóch czy trzech województwach nie ma RUM - mówi Maciej Grzywacz z biura rzecznika praw pacjenta pomorskiego NFZ. - I żądają książeczek od pacjentów bez względu na to, skąd są. A to dokument specyficzny, tylko u nas jest dowodem ubezpieczenia. Poza tym lekarz musi przyjąć pacjenta, nawet jak chory nie ma legitymacji, czy innego dowodu ubezpieczenia, a zapewni, że go dośle. Chory ma na to tydzień. Dlatego żądania opłat za wizyty w takich sytuacjach są bezzasadne.
O tym muszą też pamiętać Pomorzanie, którzy uzbrojeni w książeczki RUM, wyruszą na wakacje. Gdy pokażemy książeczkę, mogą być problemy.
- Warto mieć ze sobą dodatkowo druk ZUS, na którym jest potwierdzenie opłaconych przez pracodawcę składek - dodaje Grzywacz - albo aktualną legitymację ubezpieczeniową. Wtedy nie będzie problemów.