Słabe wyniki urzędników służby cywilnej

Pracownicy urzędów wojewódzkich w całym kraju masowo ubiegali się w tym roku o mianowanie na urzędnika służby cywilnej. Zdany egzamin miał ich uchronić przed zwolnieniem po zmianie rządu. Egzaminy zdało zaledwie 40 proc.

Ponad 4 tys. osób z całej Polski przystąpiło w ostatnią sobotę lipca w Warszawie i Poznaniu do egzaminu na urzędnika mianowanego. Mieli o co walczyć: mianowanie to ponad 800 zł brutto więcej na miesiąc i możliwość startowania w konkursach na najwyższe stanowiska. Są też dodatkowe dni urlopu. Poza tym mianowanego urzędnika trudniej zwolnić z pracy.

Urząd Służby Cywilnej ogłosił właśnie wyniki: spośród 4187 osób egzamin zdało zaledwie 1753, nieco ponad 40 proc.

- Pytania były trudne, wiele dotyczyło np. zamówień publicznych - narzekają pracownicy Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego (do egzaminu przystąpiło 19, zdało 10), którzy wolą się nie wypowiadać z imienia i nazwiska. - Wielu z nas nie ma nic wspólnego z przetargami. Zajmujemy się np. zarządzaniem kryzysowym, środowiskiem czy sprawami obywatelskimi - mówią.

Poza Warszawą, gdzie mieszczą się centralne urzędy, najwięcej chętnych do mianowania było z Małopolski. W poprzednich latach o status urzędnika służby cywilnej starało się stąd zaledwie kilku pracowników urzędu wojewódzkiego. W tym roku do centralnej komisji egzaminacyjnej zgłosiło się ponad 90 z ok. 800 pracowników Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego. Ogłoszone ostatnio wyniki są bezlitosne: zdało ledwie 30 osób. Pozostali odpadli.

Nadzwyczajne zainteresowanie mianowaniem nie dziwi dyrektora generalnego urzędu Jana Golbę. Na ten rok - jak podkreśla - rząd zwiększył w ustawie budżetowej prawie trzykrotnie limit mianowań (z 600 do 1500), co miało zachęcić jego podwładnych. Sam Golba też zgłosił się na egzaminy, ale nie zdobył wymaganej liczby punktów. - Moją zmorą jest, niestety, brzydka pisownia - mówi.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że prócz dyrektora Golby mianowania mimo starań nie uzyskali szefowie trzech wydziałów. Wszystkich nominował kilka lat temu wojewoda Jerzy Adamik (SLD). Status urzędnika służby cywilnej chroniłoby ich m.in. przed zwolnieniem z urzędu i pozwalał zachować podwyższoną pensję (o ponad 800 zł).

Do egzaminów na mianowanego urzędnika dopuszczał m.in. państwowy certyfikat z języka obcego. Aby pomóc podwładnym, wojewoda małopolski pokrył połowę kosztów kursów językowych dla 80 urzędników (średnio po kilkaset złotych). Zdecydowana większość wybrała rosyjski.

Negatywny wynik egzaminów nie powinien - zdaniem Piotra Wasilewskiego, rzecznika wojewody małopolskiego - wpływać na ocenę urzędników. Przypomina, że wszyscy oblani dyrektorzy wygrali wcześniej konkursy na swoje stanowiska. - Egzamin to wypadkowa różnych okoliczności. Ci ludzie są codziennie weryfikowani w pracy. To wojewoda, a nie komisja egzaminacyjna, decyduje o ich przydatności na stanowisku.

Teraz wszyscy, którzy złożą odwołania, będą mogli zobaczyć swoje poprawione testy. Na początku grudnia urzędnicy z najlepszymi wynikami odbiorą akty mianowania z rąk premiera.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.