Jan Szyszko: mam zaufanie do oskarżonego

Jak PiS kompletuje kadry. Minister środowiska Jan Szyszko nie odwoła oskarżonego w dwóch sprawach karnych szefa swojego gabinetu Konrada Tomaszewskiego, bo ceni jego kompetencje. Ministra krytykuje Andrzej Lepper

W skierowanym do "Gazety" oświadczeniu minister Szyszko stwierdził: "Do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia sądowego podobnie jak każdą osobę bez orzeczenia wyroku również i pana Konrada Tomaszewskiego będę traktował jako osobę niewinną".

Wczoraj napisaliśmy, że Tomaszewski zasiada na ławie oskarżonych w dwóch sprawach karnych. Obydwie są związane z pełnioną przez niego za AWS funkcją dyrektora Lasów Państwowych.

W tzw. sprawie Matemblewa Tomaszewski odpowiada za "wyrządzenie skarbowi państwa szkody w kwocie nie mniejszej niż 833 tys. zł". Chodzi o sprzedaż przez LP po bardzo niskiej cenie gruntu pod budowę domów polityków AWS. W 2000 r. ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński umieścił tę transakcję na liście dziewięciu najważniejszych afer "o charakterze korupcyjnym".

Drugi proces dotyczy fałszowania dokumentów. Chodzi o antydatowanie dokumentów ważnych dla funkcjonowania LP.

Po naszym artykule Tomaszewski oddał się do dyspozycji ministra. Przełożony go nie zwolnił, bo "podtrzymuje swoje zaufanie do szefa gabinetu politycznego i oczekuje na orzeczenie sądu".

W rozmowie z "Gazetą" Tomaszewski dwukrotnie skłamał. Początkowo zaprzeczał, że jest skoligacony z braćmi Kaczyńskimi. Nie chciał się też przyznać do organizowania im spotkań z leśnikami w trakcie ostatniej kampanii wyborczej.

Sprawy nominacji Tomaszewskiego nie chciał komentować wczoraj premier Kazimierz Marcinkiewicz, a Jarosław Kaczyński, szef PiS, jest na urlopie.

- Dziwię się władzom PiS, że dopuściły do tej nominacji - stwierdził Andrzej Lepper. - To nie jest dobry początek rządów IV RP, gdy oskarżony w sprawie karnej zostaje szefem gabinetu ministra. Sprawa tych domków w Matemblewie jest przecież oczywista.

Kto nie może być ministrem

Po naszym sobotnim tekście Janusz Gałęziak nie będzie wiceministrem pracy. Premier Kazimierz Marcinkiewicz cofnął mu nominację na to stanowisko, zanim mu ją wręczył.

Opisaliśmy, jak Gałęziak dorabiał do pensji, kiedy był już wcześniej wiceministrem pracy w rządzie Jerzego Buzka. Zatrudniła go wtedy jego żona Alicja Gałęziak w Policealnej Szkole Pracowników Pomocy Społecznej w Gdańsku, której była dyrektorem. Żona podpisała z wiceministrem umowę-zlecenie na "przygotowanie i kserowanie materiałów dla uczestników szkolenia "Zadania pomocy społecznej po reformie administracyjnej kraju"". Za tę pracę wiceminister dostawał 500 zł miesięcznie, choć w tym czasie szkolne ksero nie działało. Gałęziak zarabiał też w szkole na wykładach, w sumie w pierwszej połowie 1999 r. dorobił ok. 5 tys. zł. Te i inne nieprawidłowości w szkole napiętnowały służby kontrolne marszałka pomorskiego i Regionalnej Izby Obrachunkowej w Gdańsku. Alicja Gałęziak została ukarana 2,5 tys. zł.

W niedzielę wieczorem Centrum Informacyjne Rządu podało, że Janusz Gałęziak nigdy nie został powołany na wiceministra, a czwartkowy komunikat o tym to było nieporozumienie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.