Jacek Kurski wystawia moralną cenzurkę mediom

Media są złe, dziennikarze są nieobiektywni, histeryczni, zachowują się jak ścigające się szczury. Wczoraj w ?Debacie? takie świadectwo moralności wystawił swoim byłym kolegom po piórze poseł PiS Jacek Kurski.

Uczestnicy dyskutowali o stosunkach politycy - media, bojkocie konferencji prasowej po podpisaniu paktu stabilizacyjnego, który wcześniej PiS ze swoimi partiami satelickimi podpisał tylko w obecności mediów o. Tadeusza Rydzyka.

Diagnoza Kurskiego była prosta: to medialny atak na PiS, bo do tej pory w mediach rządził układ SLD - Unia Wolności, która podmieniona została potem przez Platformę Obywatelską. Przykładem działania tego układu było jego zdaniem to, że o zachowaniu Aleksandra Kwaśniewskiego w Charkowie (prezydent chwiał się po wypiciu alkoholu) społeczeństwo polskie dowiedziało się dopiero po czterech latach. Nieśmiałe protesty naczelnego "Rzeczpospolitej" Grzegorza Gaudena, że media mówiły o tym niemal nazajutrz, Jacek Kurski nazwał hipokryzją, bo to przecież Gauden wyrzucił z "Rz" Bronisława Wildsteina za wyniesienie z IPN listy nazwisk.

Kurski, spec PiS od propagandy, w kampanii wyborczej sugerował, że Donald Tusk jest proniemiecki, bo dziadek Tuska służył w Wehrmachcie. PiS wyrzucił za to Kurskiego, ale potem przyjął z powrotem. Wydarzenia te uznał za potwierdzenie siły układu: "Ten, kto powiedział prawdę, został nazwany oszczercą, a kłamca został uznany ofiarą".

Jacek Kurski kilkakrotnie zrywał się do lotu. Po raz pierwszy trochę go zgasił prowadzący Kamil Durczok, przypominając, że Kurski mu wskazywał na kryteria, jakich dziennikarzy należy dobierać do audycji. Potem jednak moralista z PiS szybował już swobodnie, bo jego oponenci byli dziwnie niemrawi.

Wspierał go zaś Witold Kołodziejski, członek nowej KRRiT z nominacji PiS. Tłumaczył, że preferencje PiS dla stacji o. Rydzyka przy podpisaniu paktu stabilizacyjnego nie powinny być powodem do oburzenia, bo - jak twierdził - były też preferencje dla dziennikarzy "Gazety Wyborczej" i "Trybuny" (dziwne, bo nie przypominam sobie konferencji prasowej na wyłączność dla "Gazety").

Kołodziejski przedstawił tezę filozoficzną: "Dziennikarze nie tylko opisują rzeczywistość, ale i kreują rzeczywistość medialną i od uczciwości dziennikarzy zależy, czy ta rzeczywistość będzie prawdziwa".

Następnie zarzucił dziennikarzom, że stosują "fałszywą solidarność zawodową".

Choć w konstytucji można przeczytać, że "Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji stoi na straży wolności słowa, prawa do informacji", to po tej dyskusji można było odnieść wrażenie, że konstytucja nie jest najmilszą lekturą akurat tego członka KRRiT.

Na pytanie, jaka będzie przyszłość mediów, odpowiedzi padły dwie: Kołodziejskiego, że rady nadzorcze mediów publicznych będą obsadzane przez fachowców - kandydatów stowarzyszeń i instytucji naukowych; oraz Kazimierza Kutza - że telewizję publiczną czeka teraz trzęsienie ziemi.

Drogi telewidzu, która z tych zapowiedzi, wydaje ci się bliższa spełnienia, zważywszy że na ekranie pojawił się Kurski, a Durczok właśnie pożegnał się z TVP?

Copyright © Agora SA