Ojciec inwestor stracił nie tylko na giełdzie

W 1997 r. ojcowie Tadeusz Rydzyk i Jan Król kupili upadającą bydgoską gazetę. Po roku gazeta upadła

Mechanizm był podobny jak w przypadku nieco późniejszego zakupu za pieniądze ze świadectw udziałowych akcji spółki ESPEBEPE. Po przejęciu jej przez o. Króla spółka zbankrutowała i Radio Maryja straciło kilka milionów złotych.

Ks. Rydzyk wybrał tanią, przeżywającą kłopoty firmę, ks. Król przyniósł pieniądze, ale interes nie wypalił.

Tanią firmą był "Ilustrowany Kurier Polski". Wychodzący od 1945 r. ogólnopolski organ Stronnictwa Demokratycznego miał w PRL ponad 100-tysięczny nakład i redakcje od Gdyni po Kraków. Gazetę drukowano w Bydgoszczy.

Po 1989 roku "IKP" zmieniał właścicieli (jeden z nich trafił później do więzienia za produkcję wódki z rozpuszczalnika do lakieru stolarskiego) i zmniejszał zasięg. Wiosną 1997 r. - gdy o. Rydzyk rozpoczął zbiórkę pieniędzy i świadectw NFI "na Stocznię" - gazeta należała już do przedsiębiorcy z Torunia i rozchodziła się tylko na Kujawach.

Nakład spadał, toruński biznesmen szukał inwestora. Dyrektor Radia Maryja zadeklarował chęć odkupienia "Kuriera" w całości. Transakcję - opisywaną już m.in. przez "Gazetę" i "Rzeczpospolitą" - przeprowadzono w bydgoskiej drukarni "IKP" w sierpniu 1997.

Z ks. Rydzykiem przyjechał wtedy o. Jan Król. Przywiózł luźne banknoty zapakowane w czarną dyplomatkę i w parę reklamówek.

Więcej marności, ojcze Janie

- Było tego kilkaset tysięcy złotych - wspomina jeden z uczestników spotkania. - Na polecenie ks. Rydzyka "proszę o marności", ojciec Król wysypał na stół zawartość walizki. Dyrektor Radia Maryja powiedział wtedy: "Więcej marności, ojcze Janie". Posypały się pieniądze z kolejnych reklamówek.

Właściciel "Ikapa" zaniemówił. Odsunął od siebie górę banknotów i poprosił, by ks. Rydzyk przekazał mu pieniądze przelewem. Ale ojciec dyrektor odepchnął stosik z powrotem i zaczął tłumaczyć, że w bankach "pracują wścibskie urzędniczki", które będą pytały, skąd pochodzą "marności".

"IKP" został kupiony nie na samego ks. Rydzyka, ale na ojca Stanisława Golca, leciwego redemptorystę z Wrocławia.

Dyrektor Radia Maryja zaczął inwestować w gazetę. Kupił nowe komputery, zafundował dziennikarzom szkolenia w swojej - właśnie tworzonej - toruńskiej uczelni medialnej.

- Ale jednocześnie kazał wycofać z "Kuriera" kolorowy magazyn telewizyjny i ogłoszenia agencji towarzyskich, których mieliśmy pełno - mówi były dziennikarz "IKP", szef jednej z lokalnych redakcji. - Sprzedaż gazety zaczęła gwałtownie spadać - pod koniec rządów ks. Rydzyka rozchodziło się już tylko kilka tysięcy. Ile - tego nawet my nie wiedzieliśmy, bo nowy wydawca wycofał "Kurier" ze Związku Kontroli Dystrybucji Prasy.

O. Rydzyk utrzymał "IKP" przez rok - do wypadków w Tormięsie.

Dziennikarze się buntują, gazeta pada

W sierpniu 1998 o. Rydzyk odwiedził pracowników strajkującej toruńskiej rzeźni. Wizytę próbowała filmować telewizja publiczna, o. Rydzyk sobie tego nie życzył. Popchnął dziennikarza. Nazajutrz wszystkie lokalne gazety podały: zakonnik zaatakował ekipę TVP. Tylko "Kurier" napisał: to ekipa TVP zaatakowała księdza.

W proteście przeciw kłamstwu kilkunastu dziennikarzy "IKP" rozesłało do mediów oświadczenie, w którym odcięli się od stanowiska własnej redakcji.

Dwa miesiące później redemptorysta sprzedał gazetę spółce Orbi. Protestujący dziennikarze nie dostali angażów od nowego właściciela. Autor tekstu oskarżającego ekipę TVP o pobicie zakonnika został nowym naczelnym.

- W redakcji nikt nie miał wątpliwości, że Orbi to spółka związana z o. Rydzykiem - opowiada dalej dziennikarz "IKP". - Ojciec dyrektor i ojciec Król przyjeżdżali na redakcyjne uroczystości, byli na wigilii. Ale finansowo szło coraz gorzej.

Orbi przestało płacić za dziennikarzy ZUS, później zabrakło i na pensje. Bankrutującą gazetę przejęła za bezcen nieistniejąca już giełdowa spółka 4media. Ostatni numer "IKP" ukazał się w styczniu 2003 r.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.