Błaha sprawa Huberta H.

Warszawski sąd umorzył sprawę Huberta H. oskarżonego o znieważenie prezydenta.

Sąd uznał, że sprawa była błaha, a więcej szkód prezydentowi, niż "wiązanka" bezdomnego, przyniósł jej rozgłos

Hubert H., 32-latek z Leszna od lat tułający się po dworcach lub zakładach karnych, na ogłoszeniu wyroku się nie pojawił. Czy został w noclegowni w Katowicach, gdzie ostatnio warzył zupy sobie podobnym? Nie wiemy. Może ludzie o nim samym zapomną wkrótce, ale do jego niebywałej sprawy i tak wracać będą autorzy pitavali i publicyści prawni. Także za sprawą wczorajszego wyroku.

Warszawski sąd uznał, że Hubert H. znieważył prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale umorzył sprawę, uznając, że społeczna szkodliwość tego występku była znikoma. Sędzia Anna Ptaszek krótko przypomniała, co się zdarzyło 30 grudnia 2005 r. o godz. 6.20 rano na warszawskim Dworcu Centralnym. Huberta H. patrol policji szósty raz w ciągu doby wylegitymował. Pijany mężczyzna (ponad 2 promile) burknął: "Wy kmioty Kaczyńskiego" i bluzgnął długą wiązanką pod adresem policjantów i braci Kaczyńskich. Funkcjonariusze skuli Huberta H., odstawili do izby wytrzeźwień. Zrobili notatki, a po miesiącu na podstawie ich zeznań Hubert H. został oskarżony o znieważenie głowy państwa.

Zdaniem sądu "wyraził irytację związaną z szykanami z racji bezdomności". Dlaczego nie został uniewinniony? - To były słowa tak wulgarne, że ich znieważający charakter jest poza sporem - oceniła sędzia Ptaszek. Hubert H. przyznał także, że wiedział o prezydenturze Kaczyńskiego, a nawet zadeklarował się jako zwolennik "innej opcji". Miał więc na myśli prezydenta.

Obrońcy i przedstawiciele Fundacji Helsińskiej namawiali sąd, by ten zapytał Trybunał Konstytucyjny o zgodność przepisu chroniącego urząd prezydenta przed znieważeniem z konstytucyjną zasadą wolności słowa. Sąd uznał, że pytanie nie miało sensu w tej konkretnie sprawie.

Dlaczego umorzenie? - Zadaniem sądów jest miarkowanie, by czyny błahe oddzielone zostały od poważnych - zaczęła sędzia Ptaszek. I przypomniała, że ocena ta odnosi się do czynu, a nie do sprawcy, czy zagrożenia karą. Na słowa Huberta H. zdaniem sądu patrzeć zaś trzeba przez pryzmat języka debaty publicznej. - Język agresji jest w niej obecny, także ze strony braci Kaczyńskich - mówiła sędzia.

Decydująca dla umorzenia okazała się inna kwestia: - Nietrzeźwa osoba nie mogła naruszyć powagi i godności urzędu prezydenta. Hubert H. nie jest żadnym autorytetem moralnym. Skuteczność działań prezydenta nie uległa żadnemu osłabieniu przez postępek Huberta H. - wyliczała sędzia.

By zakończyć zdaniem: - Zainteresowanie mediów tą sprawą bardziej uderzyło w prezydenta niż same słowa Huberta H.

Co zrobi teraz prokuratura, nie wiemy. Prokurator Maciej Gołębiewicz uciekł przed mikrofonami i kamerami. Jego szefostwo uważało że tej sprawy umorzeniem kończyć nie można, może więc sprawy Huberta H. czeka nas akt drugi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.