"Łowcy skór" - doniesienie na dyrektora pogotowia

Krajowy Związek Zawodowy Pracowników Ratownictwa Medycznego, którym kieruje właśnie wyrzucony z pracy Tomasz S. (organizator procederu handlu informacjami o zgonach w łódzkim pogotowiu), doniósł do prokuratury o łamaniu prawa przez dyrektora pogotowia. Zarzuca mu m.in. "szkalowanie dobrego imienia związku"

- Zarząd Regionu Łódzkiego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa złożył do prokuratury dwa doniesienia na dyrektora łódzkiego pogotowia - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkich prokuratur. - Pierwsze dotyczy rzekomego złamania przepisów dotyczących przetargów na sprzęt jednorazowego użytku. Autorzy doniesienia twierdzą, że dyrektor kupuje sprzęt z pominięciem firmy, która wygrała przetarg, a majątek Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego ubezpieczył w firmie ubezpieczeniowej, w której pracuje jego żona. Drugie doniesienie dotyczy rzekomego naruszenia przepisów o związkach zawodowych poprzez "szkalowanie dobrego imienia związku" w wypowiedziach dyrektora dla mediów.

Łódzkim zarządem związku kieruje Sławomir S., brat Tomasza, szefa Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego. W piątek dyrektor łódzkiego pogotowia Bogusław Tyka wyrzucił dyscyplinarnie Tomasza S. z pracy. Szefowi KZZPRM prokuratura postawiła zarzut wzięcia od przedsiębiorców pogrzebowych co najmniej 60 tys. zł w zamian za informacje o zgonach pacjentów. Centralne Biuro Śledcze i łódzka prokuratura badają kilkadziesiąt przypadków zakończonych śmiercią interwencji u pacjentów. We wszystkich zachodzi podejrzenie, że dyspozytor celowo opóźniał dojazd pogotowia. Wszystkie te przypadki miały miejsce właśnie na dyżurze starszego dyspozytora Tomasza S. O handlowanie "skórami" podejrzany jest również jego brat. Przypomnijmy, prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie łódzkiej nekroafery wielokrotnie podkreślała, że "procederem handlu informacjami o zwłokach kierowała grupa tworząca w stacji pogotowia struktury związkowe".

- W naszym kraju każdy ma prawo złożyć na drugiego doniesienie do prokuratury, ta zaś jest od tego, by ustalić, czy rzeczywiście jest podejrzenie popełnienia przestępstwa - komentuje Bogusław Tyka, dyrektor łódzkiego pogotowia. - W sprawie rzekomych nadużyć przy przetargach służę prokuraturze wyjaśnieniami i pełną dokumentacją. Zaś co do rzekomego naruszenia dobrego imienia związku zastrzegam, że źle mówiłem jedynie o niektórych związkowcach.

Prokuratura rejonowa ma 30 dni na przeprowadzenie tzw. czynności sprawdzających. Po nich zadecyduje, czy są podstawy do wszczęcia postępowania karnego.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.