Senator utrzymuje, że do tragedii przyczyniło się przedkładanie zysków ekonomicznych nad bezpieczeństwem ludzi. Władze spółki zdawały sobie sprawę, gdzie posyła górników z wynajętej do prac firmy. - Wiedziano z góry, to było miejsce przeklęte, gdzie poziom tego metanu jest bardzo zmienny - powiedział w "Poranku Radia TOK FM" senator. To jednak nie przeszkodziło w prowadzeniu prac na pokładzie, na którym 11 lat wcześniej zginęło 34 górników, a Zbigniew Nowak był uwięziony przez ponad 100 godzin. - Postanowiono na ten pokład wchodzić po to, żeby uratować tam pozostawiony sprzęt. Myślę, że z tego powinna płynąć nauka, że nic by się nie stało, gdyby te warte 50 mln zł graty już tam na zawsze zostały. Jaka to jest cena porównywalna z życiem tylu istnień ludzkich? - pytał retorycznie Kutz.
Zarzuty senatora odpiera odpowiedzialny za górnictwo wiceminister gospodarki Paweł Poncyliusz. - Zanim zdecydowano się na ten demontaż trwałe wielomiesięczne prace i analizy jak to robić - podkreśla. Do tej opinii przychyla się także Michał Tarnas, były górnik, a obecnie rzecznik kopalni w Bogdance, który podkreśla, że nie ma stuprocentowej gwarancji, żeby uniknąć tego typu zdarzenia, jakie miało miejsce w Bogdance. Tarnas powiedział także dla TOK FM, że w górnictwie panuje zbiorowa psychoza, która wiąże się z przekonaniem, że zbliżając się święto Barbórki. - Każdego roku górnictwo musi zapłacić daninę z życia górników, by to święto uczcić - powiedział Tarnas.
O obawach i lęku, które zna dobrze Śląsk mówił także Kazimierz Kutz. Według niego całe środowisko górnicze żyje "pod presją nieustannego strachu". - Każda żona górnika ma dom wypełniony strachem - powiedział senator. Jak można ten strach łagodzić? Przed wszystkim profilatyką i unikaniem niebezpieczeństwa. W przypadku wysłania górników na tak groźny i "przeklęty" pokład kopalni według Kutza postąpiono zupełnie na odwrót.