To efekt dzisiejszej publikacji "Gazety Wyborczej". Opisaliśmy w niej, jak 47-letni Zbigniew Piekarski, członek PiS i dyrektor jednego z wydziałów Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi nagabywał urzędniczki za pomocą SMS-ów. Wybrał dwie, niezamężne.
- Zaczął od "gorących całusków", potem przeszedł do konkretów - urzędniczka pokazuje telefon z treścią SMS-ów: "Witaj. Czy niezobowiązujący sex zadowoli cię?" - pisze Piekarski w jednym z nich. - Potem był bardziej natarczywy, pisał, czy może mnie wylizać, marzył o mojej muszelce. W sumie było takich SMS-ów kilkanaście. To było obrzydliwe. Odczepić się od niego nie można było. Byłam zażenowana, źle się z tym czułam.
Trwało to ponad rok, choć pracownice wyraźnie mu zakomunikowały, że sobie tego typu SMS-ów nie życzą.
Piekarski w rozmowie z "Gazetą" zapewniał, że "to była taka zabawa w urzędzie, kto bardziej pikantniejszego SMS-a wyśle".
Potem zmienił zdanie. Przyznał, że to był błąd i już się z grzechów wyspowiadał. W ten sam sposób próbował wczoraj przekonać swoich przełożonych z gabinetu wojewody, gdy ci po publikacji wezwali go na dywanik. Nie przekonał.
- Pan Piekarski został odwołany ze swojej funkcji - powiedział nam Sławomir Przybyłowicz, rzecznik wojewody łódzkiego. - W związku z treścią artykułu zamieszczonego w "Gazecie" wszczęliśmy też wobec niego postępowanie dyscyplinarne.
Piekarski został wczoraj także wyrzucony z Prawa i Sprawiedliwości. - Partia podjęła już decyzję, by pana Zbigniewa Piekarskiego usunąć ze swoich szeregów - powiedział "Gazecie" Jarosław Jagiełło, poseł i szef PiS w Łodzi. - Zachował się po prostu niegodnie.