'Snajper' się zabił po strzelaninie z policją

Stanisław Antczak czyli ?Snajper? ścigany od kilkunastu dni przez całą zachodniopomorską policję zastrzelił się na boisku szkoły w szczecińskiej dzielnicy Zdroje osaczony przez grupę pościgową.

Świadkami akcji byli młodzi mężczyźni, którzy w knajpce obok siedzieli przy piwie. Jak powiedzieli "Gazecie", ok. 19.30 usłyszeli kilka strzałów. Potem zobaczyli mężczyznę, który przeskoczył przez wysoki płot na teren boiska. Za nim biegli jacyś dwaj inni mężczyźni. Padł jeszcze jeden strzał.

Samobójstwo Antczaka wstępnie potwierdzone przez lekarza

Jak wynika z relacji, którą ok. godz. 22.20 na specjalnej konferencji prasowej przedstawił komendant zachodniopomorskiej policji insp. Tadeusz Pawlaczyk, na boisku na snajpera czekali już policjanci. Antczak prawdopodobnie zastrzelił się nie widząc możliwości ucieczki. Wersję o samobójstwie wstępnie potwierdził lekarz. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, policjanci, którzy byli przy nim, widzieli jak Antczak strzela sobie w głowę.

Jego zwłoki leżały obok wejścia do poniemieckiego bunkra, gdzie prawdopodobnie chciał się skryć. Antczak wychował się w sąsiadującym ze szkołą domu dziecka, więc doskonale znał to miejsce.

Mieszkańcy okolicy twierdzą, że od kilku dni w rejonie ulicy Letniskowej, przy której jest szkoła specjalna, kręciło się pełno tajniaków.

Obława na "Snajpera"

Insp. Pawlaczyk powiedział dziennikarzom, że policja już w środę miała złapać Antczaka, ale kiedy pojawił się w Zdrojach, grupa pościgowa zrezygnowała z zatrzymania go w obawie o życie przechodniów. Policjanci mogli sobie na to pozwolić, bo wiedzieli dokładnie, w którym bunkrze w Puszczy Bukowej przebywa, i wiedzieli też, że kończy mu się jedzenie, więc wkrótce znów będzie musiał wyjść. Na trop leśnego bunkra kilka dni wcześniej grupę pościgową naprowadził policyjny pies.

W ostatniej obławie brało udział ok. 40 policjantów. Antczak wieczorem wyszedł z bunkra i długo sprawdzał, czy nie jest namierzany. W końcu zdecydował się iść prawdopodobnie do sklepu albo na kolejne włamanie. W pewnym momencie usłyszał przypadkowy sygnał syreny karetki lub radiowozu i spłoszył się. Policjanci postanowili działać. W pobliżu Antczaka było trzech funkcjonariuszy. Na okrzyk, by się zatrzymał, Antczak wymierzył w ich kierunku swój rewolwer z laserowym celownikiem. Czerwona plamka pojawiła na ubraniu jednego z policjantów, który w ostatniej chwili padł na ziemię. Rozpoczęła się wymiana ognia. Jak podał insp. Pawlaczyk policjanci oddali w sumie ok. ośmiu strzałów. Antczak zaczął uciekać. Przebiegł przez teren dwóch posesji. W ogródku jednego z domów natknął się na gospodarza naprawiającego w garażu motocykl. Pobiegł dalej, w kierunku boiska, na którym czekali inni policjanci.

Insp. Pawlaczyk zaprzeczył, aby w ujęciu "Snajpera" pomogła informacja "z zewnątrz". Policja namierzyła Antczaka "w wyniku pracy operacyjnej". Komendant zachodniopomorski nie chciał zdradzić szczegółów. Wspomniał jedynie, że został użyty sprzęt, specjalnie ściągnięty z Warszawy. Być może chodzi o urządzenie do namierzania telefonu komórkowego.

Za co poszukiwano "Snajpera"?

Antczak był ścigany za serię włamań do domków jednorodzinnych, napadów i usiłowanie zabójstwa. Zrobiło się o nim głośno, po tym jak 7 lutego podczas włamania postrzelił w nogę rzecznika szczecińskiej SLD Albina Majkowskiego. Kilka dni później przed szczecińskim hotelem "Panorama" strzelił w stronę opiekuna prostytutek, które próbował obrabować. Alfons miał szczęście, został lekko draśnięty. Te dwa zdarzenia spowodowały, że cała zachodniopomorska policja stanęła na nogi. Antczak posługiwał się rewolwerem z celownikiem laserowym - stąd medialny pseudonim "Snajper".

Wcześniej był "Janosikiem"

Pochodził z wielodzietnej, rozbitej rodziny, wychowywał się w domu dziecka, z którego wciąż uciekał do lasu. Skończył sześć klas podstawówki. Potem trafił do OHP. Jako nieletni był karany za kradzieże, jako pełnoletni - za włamania, podpalenia i napady z bronią w ręku. Na początku lat 90. był nieuchwytny, mieszkał w szałasie na terenie puszczy, do którego doprowadził prąd kradziony z linii energetycznej. Miał w nim telewizor, magnetowid i kasety z ulubionymi filmami. Wtedy policjanci nazwali go "Janosikiem". W 1995 r. dostał 13 lat więzienia, wyszedł po dziesięciu, wrócił do jedynego sposobu na życie jaki znał. Przed wyrokiem w 1995 r. mówił: "Nie przejmuję się wymiarem kary, jak trzeba będzie siedzieć, to posiedzę. Jak wyjdę to i tak będę młody i będę mógł dalej kraść, bo pracować nigdy nie będę".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.