Za i przeciw

Ratuj się, kto może

Andrzej Kuczyński, prawo jazdy od trzech lat: Ten pomysł mnie przeraża. Już teraz na drogach jest niebezpiecznie, a co będzie, jak wyjadą na nie setki nic nieumiejących ludzi, i to nie pod okiem instruktorów, ale krewnych, których umiejętności też mogą pozostawiać wiele do życzenia? Nie mam nic przeciwko, żeby tata z synem ćwiczyli sobie na placyku manewrowym albo na terenie własnej posesji, ale nie mam ochoty spotykać takich niedzielnych kierowców na drodze. Kto za nich weźmie odpowiedzialność? Niewystarczające wydaje mi się też dostosowanie samochodów do potrzeb szkoleniowych. Ręczny hamulec to za mało. Wie to każdy, kto w nagłej sytuacji próbował hamować tylko za jego pomocą.

Sam uczyłbym córkę

Jarosław Kopiński, prawo jazdy od 30 lat: Czemu nie? Gdyby moja córka chciała, to bym ją uczył. Przynajmniej wiedziałbym, co umie, i pewnie nie bałbym się dawać jej samochód. Taki system sprawdza się za granicą, więc i u nas ma szanse powodzenia. Zwłaszcza że kursów w szkołach nauki jazdy jest na bardzo niskim poziomie. Nieraz się słyszy o niekompetentnych instruktorach, którzy sami mają kłopoty z przestrzeganiem przepisów. Myślę, że rozsądny, doświadczony kierowca, do tego rodzic lub krewny, jest w stanie naprawdę dużo i dobrze nauczyć początkującego kierowcę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.