"Pilotka sugerowała zmianę trasy"

- Nie wiem, dlaczego tamtędy pojechali. Pilotka wycieczki, która jest wstanie ciężkim, powiedziała nam, że była zdziwiona decyzją kierowcy. Sugerowała natychmiastową zmianę trasy. Ona tam była ze sto razy. Naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego kierowca zadecydował inaczej - mówi "Gazecie Wyborczej" prezes Orlando Travel Marcin Szklarski. Jego firma zorganizowała transport polskich pielgrzymów do Francji.

Wypadek polskich pielgrzymów w Alpach Zobacz wideo

W niedzielę pielgrzymi wracali z Sanktuarium Maryjnego w La Salette w górach. Autobus dojechał do skrzyżowania w La Mure. Tu kierowca powinien skręcić w lewo, jak nakazywały znaki. A pojechał prosto, drogą RN 85, choć zakaz wjazdu dla autobusów i ciężarówek powyżej ośmiu ton był wyraźny, powtarzany wielokrotnie od La Salette.

Zakaz postawiono po serii dramatycznych wypadków. Bo od tego miejsca szosa stromo opada. I to siedem kilometrów bez przerwy. Średni spadek wynosi 12-14 proc. Dla ciężkiego autokaru to jak zjeżdżalnia. A na końcu jest ostry zakręt, który oddziela od przepaści tylko wąska barierka. Wytrzymuje uderzenie auta, ale nie autokaru.

- Do La Salette wozimy miesięcznie sto, dwieście osób. Zawsze wybieraliśmy dłuższy objazd, ale bezpieczniejszy. Podkreślam: zawsze! - mówił "Gazecie Wyborczej" Szklarski. Jak tłumaczy pilotka była jedną z bardziej doświadczonych osób u jego biurze. - Myślę, że na tej trasie była sto razy. I dobrze wiedziała, że trzeba jechać objazdem. Być może była zajęta udzielaniem informacji, a znak informujący o zakazie wjazdu autokarów jest na tyle niewidoczny, że kierowca, patrząc na mapę, wybrał tę, a nie inną drogę?

Dzięki temu mógł zaoszczędzić 40 kilometrów... - sugeruje dziennikarz "GW"

- Ale oni mieli czas. Byli po noclegu, wcześniej mieli wypoczynek na Costa Brava, więc trudno mówić, że kierowcy byli zmęczeni. Godzina minęła, odkąd ruszyli. W poniedziałek mieli być w Polsce, jeszcze tylko nocleg w Altotting. Kierowca mógł po prostu nie zauważyć tego znaku... - mówi Szklarski.

Ks. Ryszard Kamiński, proboszcz parafii św. Mikołaja w Szczecinie (parafia organizowała pielgrzymkę): - Robert Caban (właściciel autokaru) jest mi bliski. Dobrze znam jego kierowców, to byli dobrzy ludzie, mieli doświadczenie. W zeszłym roku byłem w La Salette, ale jechaliśmy objazdem. Nie wiem, dlaczego tym razem wybrali niebezpieczny skrót. Może zależało im na czasie, tempo pielgrzymki było dość duże"

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.