Krzysztof Martens: Że więcej czasu poświęcamy dziś na wyjaśnienie "dlaczego jest źle?" niż na szukanie odpowiedzi "co robić?". Że jesteśmy jak człowiek, który co rano budzi się na kacu. A - jak wiadomo - człowieka skacowanego nic poza kacem nie interesuje.
- Dla mnie to była grupowa akcja promocyjna.
- Ich cele były głębsze, ale rezultat taki, jak mówiłem. Inicjatywa Borowskiego została umiejętnie rozmyta przez doświadczony aparat, który przyjął jego diagnozę sytuacji - słowa przecież nic nie kosztują - ale rozmiękczył propozycje zmian personalnych.
Jakie "dziesiątka" popełniła błędy?
- Przede wszystkim taki, że była to jedynie "dziesiątka". Przecież w partii bardzo wiele osób podziela ich poglądy. Też mówiłem wcześniej o rozdziale funkcji, chętnie bym się pod ich projektem uchwały podpisał, ale do mnie nie przyszli. Podobnie do Oleksego...
- Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, jaki był efekt. Oleksy zarzucił im, że chcą zawłaszczyć odnowę.
- Tak. Oleksy wyraźnie poczuł się urażony, a to poważna firma. Stał się - obok Millera - jednym z głównych pacyfikatorów.
- Ale co by się stało, gdybyśmy się do niej zabrali zgodnie z pomysłami "dziesiątki"? Oni zostaliby bohaterami, ale w SLD zaczęłoby się kompletne zamieszanie. Jaki sens ma np. robienie w partii kampanii sprawozdawczo-wyborczej podczas kampanii do Parlamentu Europejskiego? Zmęczeni weryfikacją działacze machnęliby na SLD ręką.
- Szanuję Andrzeja, rozumiem ich emocje, ale na Boga... Nie można jednego dnia mówić, że Ordynacka to mafia, albo że SLD to wyłącznie aparat, a potem przez tydzień to odwoływać. Polityk, lider tak się nie zachowuje.
To samo Banach. Za dużo w niej emocji.
- Nie mam pojęcia.
- Wyjście dziesięciu osób nie ma sensu. Partia to skomplikowany organizm i ogromna praca. Trudno uwierzyć, że dziesięć bardzo zajętych osób się na nią zdecyduje.
- Do wyjścia trzeba dobrego momentu. Na przykład kampanii prezydenckiej, gdy do komitetów wyborczych Jolanty Kwaśniewskiej zaczną się garnąć różni wartościowi ludzie.
To przecież od komitetów Mazowieckiego zaczęła się późniejsza Unia Wolności, a od komitetów Olechowskiego - Platforma.
- Broń Boże, proponuję: zostańcie w SLD.
- Nawet jeśli chodzą, to zaraz przypominam sobie o 4 tys. członków SLD w województwie podkarpackim, którzy mi uwierzyli.
- Takie jak Onufrego Zagłoby: nie ma takich terminów, z których nie można się podźwignąć.
- Życzę mu odwagi, gotowości poświęcenia starych przyjaźni dla dobra formacji.
- Moim zdaniem powinien też poświęcić długoletnią przyjaźń z Leszkiem Millerem.
- Tak, jedynym spektakularnym posunięciem, na jakie możemy sobie teraz pozwolić, jest zmiana dyrektora teatru. Inaczej zetrze nas Platforma Obywatelska, która gra sztukę mającą sukces frekwencyjny. Owszem, można powiedzieć "to komercja", ale ludzie chcą ją oglądać.
- Próbujemy grać dzieło sztuki, a to - jak wiadomo - obywa się bez publiczności. Musimy znów zagrać dla mas.
- Trwanie z Millerem w rządzie, z ferajną Jagielińskiego w Sejmie to prowokowanie sytuacji jak z pewnej wypowiedzi Lema. Zapytany, czym wiek XXI będzie się różnił od XX, odpowiedział: "będzie tak samo, tylko bardziej".
Moim zdaniem Rada Krajowa SLD powinna wezwać Millera do dymisji. Potem trzeba próbować odnowić koalicję z PSL - z premierem Hausnerem, Oleksym lub Wojciechowskim. Mielibyśmy wtedy nową sztukę.
- Ma bardzo oryginalne pomysły. Chce iść w stronę formacji prawicowo-lewicowej o odcieniu konserwatywno-liberalno-ludowym. Żeby stworzyć coś takiego, trzeba opanować sztukę pozyskiwania głosów biedoty i funduszy bogatych. Zazwyczaj robi się to, obiecując biednym, że będzie się ich broniło przed bogatymi, a bogatym - obronę przed biednymi. Rzecz jest trudna do wykonania, ale możliwa.
- Nie będzie. Będzie jeszcze SLD albo coś co powstanie na jego miejscu.
- Głosowałbym na PO... Samoobrona ma zerowe zdolności koalicyjne. Po 2005 roku Polską rządzić będzie taka czy inna koalicja antylepperowska, co zresztą może wzmocnić jeszcze bardziej Leppera, który nosił będzie w klapie znaczek "jeszcze tylko my nie rządziliśmy".
Wciąż jednak liczę na sanację SLD.