Skandal w MSWiA

Minister Janik odwołany z urlopu. Jego zastępca Sobotka wprost przeciwnie - wysłany na urlop. A wszystko przez rozmowę, którą nagrała policja

W piątek "Rzeczpospolita" ujawniła, że w marcu wiceszef świętokrzyskiego SLD poseł Andrzej Jagiełło ostrzegł SLD-owskiego starostę Starachowic o planowanej przeciw niemu akcji Centralnego Biura Śledczego (był podejrzany o współpracę z gangiem). Policja ich podsłuchała i nagrała. Jagiełło twierdzi w niej, że źródłem jego informacji był Zbigniew Sobotka, wiceszef MSWiA. Szef policji generał Antoni Kowalczyk zameldował o tym odkryciu... wiceministrowi Sobotce. Ten pokazał meldunek szefowi MSWiA Krzysztofowi Janikowi, a potem oddał całość materiałów Prokuraturze Okręgowej w Kielcach. Poprosił o wszczęcie śledztwa. 25 kwietnia kielecka prokuratura wszczęła tajne postępowanie.

Sobotka zaprzecza, jakoby miał komukolwiek przekazywać informacje o akcji CBŚ. Twierdzi, że o niej nie wiedział, bo kierownictwo MSWiA nie zna wszystkich szczegółów podobnych operacji.

Kiedy sprawę opisała "Rzeczpospolita", rozpętała się burza. Prokuratura oznajmiła, że przesłucha posła Jagiełłę i ministra Sobotkę. Sobotka wziął urlop do czasu zakończenia postępowania, poseł Jagiełło z kłopotami krążenia trafił zaś do szpitala.

Premier Leszek Miller polecił przyjrzeć się sprawie Ministerstwu Sprawiedliwości i odwołał z urlopu Janika.

Prokuratura, policja i MSWiA przez cały piątek nie potrafiły odpowiedzieć na pytania: Dlaczego meldunek o przecieku, w którym pojawiało się nazwisko Sobotki, trafił do samego Sobotki? Dlaczego prokuratura tak długo zwlekała z przesłuchaniem posła i wiceministra?

Piątkowa burza wokół przecieku z MSWiA ma swoje korzenie w aferze sprzed trzech miesięcy. 30 marca policjanci z Centralnego Biura Śledczego zatrzymali w Starachowicach samorządowców z SLD (starostę Mieczysława S. i wiceszefa rady powiatu Marka B.), szefa lokalnej mafii Leszka S. i jego grupę - w sumie 18 osób. Prokuratura zarzuca im związek z gangiem wymuszającym haracze, handlującym bronią, materiałami wybuchowymi i narkotykami. Starosta Mieczysław S. i Marek B. nie członkami gangu, ale wykorzystywali jego istnienie do popełniania przestępstw. Siedzą w areszcie, grozi im do ośmiu lat więzienia.

Taka taktyka

W sprawie "afery starachowickiej" większość informacji policja zdobyła dzięki podsłuchom. Dzięki nim nagrano, jak wiceszef świętokrzyskiego SLD Andrzej Jagiełło dzwoni z ostrzeżeniem do partyjnego kolegi starosty Mieczysława S. Zapowiada, że CBŚ szykuje jakąś akcję wymierzoną w samorządowców. - Skąd to wiesz? - dopytywał się starosta. - Jak to skąd, od Sobotki - miał odpowiedzieć poseł.

Prokuratura w Kielcach odmawia wszelkich informacji na temat prowadzonego już od ponad dwóch miesięcy śledztwa.

- Jest to śledztwo w sprawie, nie przeciwko, dotyczy utrudniania postępowania karnego poprzez ujawnianie informacji, które mogłyby spowodować unikniecie odpowiedzialności przez sprawców przestępstwa - mówi Małgorzata Perz, prokurator kieleckiej Prokuratury Okręgowej. Dlaczego nie przesłuchano jeszcze ani wiceministra Sobotki, ani posła Jagiełło, skoro śledztwo trwa od 25 kwietnia? - Jest to związane z taktyką postępowania. Planujemy przesłuchanie tych osób - odpowiada prokurator Perz.

Minister bierze urlop

Po ujawnieniu sprawy przez "Rzeczpospolitą" w piątek z godziny na godzinę o całej sprawie robiło się coraz głośniej.

Urzędnicy MSWiA zapewniali, że przeciek na pewno pochodził z policji czy resortu, a tym bardziej od wiceministra Sobotki. Tymczasem przebywający na urlopie minister Krzysztof Janik powiedział radiowej "Trójce" że "tego rodzaju incydenty są przynajmniej zadziwiające". "Ludzka nieodpowiedzialność niejeden raz w tym resorcie przekroczyła moje wyobrażenie".

Sam Sobotka wydał w tej sprawie oświadczenie, że jest niewinny i nikomu nie przekazywał żadnych informacji operacyjnych. Twierdzi, że nie zna dobrze posła Jagiełły. Potem po spotkaniu, około 13, spotkał się z premierem. Rzecznik rządu oświadczył po tym spotkaniu, że Sobotka idzie na urlop do zakończenia sprawy.

Posłowi skoczyło ciśnienie

Sprawa przecieku wywołała polityczną burzę. PiS chce zawieszenia Sobotki do czasu wyjaśnienia sprawy. Przewodniczący klubu PiS Ludwik Dorn twierdzi, że w Sejmie już od dwóch tygodni plotkowano o całej sprawie, więc musiało o niej wiedzieć także kierownictwo MSWiA.

Jerzy Jaskiernia oświadczył, że klub SLD czeka na pełne wyjaśnienie całej sprawy.

Poseł Andrzej Jagiełło w piątek ok. 10 rano trafił do szpitala w Starachowicach. - To już trzeci raz w tym roku, ma problemy z ciśnieniem - mówi Jarosław Łyczkowski, dyrektor szpitala. Lekarze zabronili dziennikarzom dostępu do Jagiełły.

Poprzednio posłowi Jagielle skoczyło ciśnienie i trafił do szpitala w dniu, gdy media podały pierwsze informacje o aresztowaniu starosty S. i Marka B.

Mandat numer 689

- Czy Mietek wygląda na gangstera? To aktywny, uczciwy człowiek. Jestem zaskoczony - bronił starosty S. po jego aresztowaniu poseł Jagiełło.

Jak twierdzi prokuratura, SLD-owscy samorządowcy Mieczysław S. i Marek B. do starachowickiego gangu wprawdzie nie należeli, ale wykorzystywali fakt jego istnienia do popełniania przestępstw. Starosta oskarżony jest o usiłowanie wyłudzenia 28,4 tys. zł odszkodowania za rzekomo skradziony samochód, a Marek B. o wyłudzenie 3,344 tys. zł za fikcyjną kolizję oraz za to, że dwa razy miał wręczyć 2,5 tys. zł łapówki szefowi komisji lekarskiej przy WKU w Starachowicach. Według prokuratury obu samorządowcom w przestępczym procederze pomagał szef lokalnego gangu Leszek S., przeciw któremu toczy się jeszcze śledztwo.

Starosta Mieczysław S. i Marek B. od 26 marca siedzą w areszcie. B. przyznał się do wszystkich zarzutów. Starosta S. utrzymuje, że jest niewinny.

Mieczysław S. był szefem miejskiego SLD, a Marek B. sekretarzem. Na ich prośbę z aresztu partia zawiesiła ich w wykonywaniu tych funkcji. 31 marca Marek B. został odwołany z funkcji wiceprzewodniczącego rady powiatu. Mieczysław S. nadal pozostaje jednak starostą, ponieważ do jego odwołania zabrakło wymaganej większości. Podczas głosowania radni SLD wstrzymali się od głosu. Obaj działacze nadal pozostają formalnie radnymi powiatu.

SLD za pośrednictwem adwokata dostarczył wprawdzie ich oświadczenia o rezygnacji z mandatów, ale do rady powiatu wpłynęły pocztą także inne dokumenty podobnej treści. Trwają ustalenia, które są prawdziwe.

Starosta, choć od trzech miesięcy siedzi w areszcie, wciąż robi polityczną karierę. Tuż przed zatrzymaniem został delegatem na niedawny kongres SLD. I formalnie mógł w nim uczestniczyć, bo nikt mu nie odebrał mandatu. Miał nr 689.

Copyright © Agora SA