Grupa trzymająca automaty

Bonzowie rynku automatów hazardowych założyli własną izbę gospodarczą. Prezesem był oczywiście asystent Jerzego Jaskierni Maciej Skórka, we władzach zasiadał Marek Żołtko - ten sam, który pisał poprawki do ustawy posłance Sojuszu Anicie Błochowiak

Ogólnopolska Izba Gospodarcza Przedsiębiorstw Organizujących Gry Zręcznościowe powstała w 1998 r. W tym samym czasie rząd Jerzego Buzka przygotował projekt ustawy, która miała zakazać wstawiania automatów hazardowych do pubów i innych lokali. Na takich automatach wielkie pieniądze zarabiali w Polsce Maciej Skórka, Holender Arno van Dorst, Hiszpan Antonio Grau Manchon "Toni" i ich wspólnicy.

W odpowiedzi grupa posłów SLD i PSL - reprezentowana przez Jerzego Jaskiernię - przygotowała projekt niezwykle korzystny dla Skórki i jego przyjaciół. Projekt ten został odrzucony, choć posłowie SLD wznosili się na szczyty retorycznych możliwości, żeby parlament przekonać.

W Sejmie poprzedniej kadencji posłom Sojuszu udało się za to (głównie za sprawą Marka Wikińskiego, dziś sekretarza stanu w kancelarii premiera Leszka Millera) na wiele miesięcy zablokować prace nad projektem rządu Buzka.

W marcu 2000 r. poseł SLD, dziś wiceminister finansów Wiesław Ciesielski podjął ostatnią próbę odwleczenia prac nad ustawą, która dla biznesu Skórki oznaczała finansową klęskę. Próbował zerwać posiedzenie komisji finansów, która pracowała nad ustawą o grach losowych. Jednym z jego argumentów było zbyt późne zawiadomienie o tym posiedzeniu Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Przedsiębiorstw Organizujących Gry Zręcznościowe - czyli izby Skórki.

Ciesielskiego poparł Marek Wagner z SLD (dziś szef kancelarii premiera).

Ciesielski mówił, że izba ma siedzibę we Wrocławiu i jej przedstawiciele nawet odrzutowcem nie zdążyliby do Sejmu. Jego wniosek jednak odrzucono. Ciesielski wyszedł, trzaskając drzwiami.

- Nie przypominam sobie organizacji o takiej nazwie - powiedziała nam Helena Góralska, która wówczas przewodniczyła podkomisji zajmującej się ustawą o grach. - Gdyby izba chciała się dowiedzieć, kiedy jest posiedzenie komisji, i uzyskać prawo udziału w nim, nie byłoby żadnego problemu. Na posiedzeniu byli zresztą przedstawiciele dwóch innych branż hazardowych - kasyn i bukmacherów.

Może coś o izbie wiedzą w Ministerstwie Finansów? Urzędniczka z departamentu gier losowych powiedziała nam wczoraj, że resort w ogóle nie zna takiej Izby.

Co? Izba? Nie pamiętam

- Skórka, van Dorst i "Toni" założyli swoją izbę, by stała za nimi jakaś oficjalna organizacja - tłumaczy były wspólnik "władców automatów".

Żeby utworzyć izbę, potrzebne były zgłoszenia 100 firm. "Władcy automatów" zebrali aż 199, ale większość z nich to bary, puby i inne lokale, przeważnie w małych miejscowościach. Ich związek z hazardem polegał na tym, że Skórka i jego koledzy wstawiali tam swoje automaty.

Co ciekawe, szef żadnej z firm, które utworzyły izbę, nie uczestniczył w jej zebraniu założycielskim. Przyjechało za to dziewięciu pełnomocników - każdy reprezentował kilkadziesiąt firm. Charakterystyczne jest także, że do izby nie przystąpiły firmy należące do "władców", chociaż oni sami rozdzielili między siebie stanowiska we władzach izby.

Dotarliśmy do właścicieli kilku lokali, którzy figurują na liście 199 założycieli izby. - Co? Izba? Nie pamiętam - dziwi się pani Małgorzata z Głogowa. - Owszem, prowadziłam kiedyś bar. Stał tam jakiś automat, ale o żadnej izbie ani pełnomocnictwie nic nie wiem. Kto wstawił ten automat? Nie pamiętam.

Pani Sylwia z Głogowa również nie przypomina sobie, by przystępowała do izby. Pamięta za to, że w jej barze stały automaty i że jakiś człowiek przyjeżdżał je naprawiać i wybierać pieniądze. Podpisywała dokumenty - faktury, umowę dzierżawy kawałka lokalu pod ten automat. Ale o izbie i pełnomocnictwie nie ma pojęcia.

Pan Wojciech prowadził bar w wiosce koło Poznania. O tym, że był założycielem izby, dowiedział się od "Gazety".

- Stały u mnie automaty, czasami klienci przy piwku pogrywali sobie - opowiada.

- A interesowały pana szczególnie przepisy dotyczące hazardu?

- Nie. Jakby mi zabrali te automaty, tobym nie płakał. Zresztą w końcu, jak się zmieniły przepisy, to je zabrali.

- Ja mam inne rzeczy na głowie niż przepisy o automatach - mówi pan Eryk z Mazur, kolejny członek założyciel izby Skórki. - Była firma, której wydzierżawiłem miejsce pod automat, i reszta należała do nich. A jak automat zabrali, to jakoś szczególnie nie zbiedniałem. O żadnej izbie nic nie wiem. Pełnomocnictwo? Jestem tam podpisany? I jest pieczątka?

- Może ktoś panu podsunął, a pan podpisał, nie czytając?

- Ja czytam wszystko, co podpisuję.

Chcieli jakiś lobbing utworzyć

Dwóch z naszych rozmówców coś pamięta. Najwięcej - pan Emil, szef wałbrzyskiej firmy, która naprawia automaty hazardowe: - Zbierali te podpisy, żeby się do izby zapisać. Chcieli chyba jakiś lobbing tworzyć, żeby te automaty zalegalizować. Podpisałem, bo było dla mnie logiczne, że wtedy będzie więcej automatów i będziemy mieli więcej pracy. Bo to, co przywozili do Polski, to był złom i wszystkie trafiały do serwisu. Ale potem izbą się już nie zajmowałem.

Inny szef małej firmy automatowej pamięta tylko jakieś ulotki i że "jeździł ktoś z Warszawy i jakaś izba powstała".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.