Sprawa Andrzeja S.

Proces znanego psychologa Andrzeja S. oskarżonego o molestowanie dzieci oraz udostępnianie im pornografii może potrwać nawet rok. Wczoraj sąd oglądał kasety z przesłuchań trojga dzieci, które miał skrzywdzić psychoterapeuta

Andrzej S. zatrzymany został w czerwcu 2004 r. po tym, jak na śmietniku pod jego domem znaleziono zdjęcia z - według prokuratury - dziecięcą pornografią. Rok później zaczął się proces. Wczoraj na kolejnej rozprawie sąd odtworzył kasety wideo z przesłuchań trojga dzieci, pacjentów Andrzeja S. Wśród nich był m.in. Leszek - dziewięcioletni dziś chłopczyk, jedyny znany z imienia i nazwiska, uznany przez prokuraturę za pokrzywdzonego. Jego matka jest oskarżycielką posiłkową w procesie.

Sprawa - ze względu na dobro dzieci - toczy się za zamkniętymi drzwiami. Wczoraj uczestniczyła w niej trójka psychologów, którzy w specjalnym tzw. niebieskim pokoju, w fundacji Dzieci Niczyje uczestniczyli w przesłuchaniach dzieci. Zorganizowane są one tak, że z dzieckiem kontakt ma tylko sędzia (jednak nie ten, który rozpatruje dziś sprawę) i psycholog. Obrońca i prokurator patrzą na to przez tzw. lustro weneckie. Pytania zadawać mogą tylko przez sędziego.

Na tym proces się nie kończy. Jak zapowiedział wczoraj pełnomocnik matki Leszka, poprosi sąd, by psycholog zbadał, jakie konsekwencje dziecko ponosi dziś w związku z "terapią" Andrzeja S. O czas na zastanowienie się nad wnioskami dowodowymi poprosił też adwokat psychoterapeuty. Następna rozprawa - 22 marca.

Przypomnijmy, że od dwóch miesięcy prokuratura prowadzi kolejne śledztwo przeciwko Andrzejowi S., gdy matka jednego z małych pacjentów, świadek w procesie, rozpoznała swoje dziecko na zdjęciach znalezionych na śmietniku i w mieszkaniu psychologa.

Copyright © Agora SA