Esbek lustruje i się śmieje

Były oficer SB przynosi opolskim opozycjonistom teczki, które rzekomo wyniósł z bezpieki w 1989 r. Opozycjoniści wierzą w te kwity i rozpowiadają, kto był agentem. IPN uważa, że esbeka trzeba zamknąć

Esbeckie kwity dostali Jerzy Golczuk i Adam Cieśliński, niegdyś działacze opolskiego Pokolenia i WiP-u. Twierdzą, że znaleźli w nich informacje, które demaskują ich dawnych kolegów jako współpracowników SB.

- Wierzę tym materiałom. Klocki pasują do siebie. Powiedziałem już kolegom, kto z nas był agentem bezpieki - mówi Golczuk.

Przekazał Wiesławowi Uklei, niegdyś KPN-owcowi, donosy, jakie składał na niego TW o pseudonimie "BMW". - To nosi znamiona prawdy. Zawsze podejrzewaliśmy tego człowieka, że współpracuje z bezpieką - powiedział Ukleja.

Opozycjoniści nie mają obiekcji brać kwity od byłego esbeka, którego dobrze pamiętają z zatrzymań, czy przesłuchań. Ukleja: - Zdaję sobie sprawę, że te materiały są w rękach osób, których nie darzymy zaufaniem. Ale to, co robi, jest pozytywne, pomaga bowiem rozwikłać przeszłość.

Opozycjoniści nie chcieli nam powiedzieć, kim jest były esbek. Udało nam się jednak do niego dotrzeć. Zgodził się na rozmowę pod warunkiem, że nie ujawnimy jego nazwiska. Na spotkaniu pokazał owe materiały. To kilkanaście wyblakłych stron, wyrwanych ze skoroszytu, z adnotacjami "ściśle tajne". Są to - według niego - notatki służbowe z rozmów przeprowadzonych z tajnymi współpracownikami, którzy mieli działać w opolskim KPN, WiP-ie i Pokoleniu. Nie ma żadnych podpisów agentów, tylko raporty funkcjonariuszy bezpieki.

Mówi, że wyniósł je z komendy latem 1989 r., gdy odbywało się palenie esbeckich akt. - Paliliśmy teczki czynnych agentów, bo obiecaliśmy im ochronę. Ja dotrzymałem słowa, nie ma kwitów na moich agentów. Te, które pokazałem dawnej opozycji, zabrałem sobie na czarną godzinę - mówi esbek.

Dotarliśmy do byłego działacza KPN-u, którego koledzy na podstawie kwitów od esbeka oskarżają o donosicielstwo. - Szok, szok, szok! To zostało zmanipulowane przez bezpiekę - zapewniał.

Gdy na stronach lokalnych opisaliśmy dziką lustracji z esbeckiej ręki, skontaktował się z nami szef wrocławskiego oddziału IPN Włodzimierz Suleja, prosząc o ujawnienie nazwiska esbeka, czemu musieliśmy odmówić. - Jeżeli on rzeczywiście ma esbeckie materiały, to powinien trafić do więzienia za ich wykradzenie i bezprawne przetrzymywanie. Te kwity powinny trafić do nas, byśmy mogli sprawdzić ich autentyczność - zaznaczył Suleja.

Zapytaliśmy esbeka, czy nie oddałby kwitów do IPN-u. - Ja przecież żadnych esbeckich materiałów nie mam i nigdy nie miałem - odpowiedział z uśmiechem.

Copyright © Agora SA