Paszport z instrukcją: Jak w PRL wyjeżdżano na stypendia

Instrukcje wyjazdowe SB podsuwała wybierającym się za granicę naukowcom, dyplomatom i pracownikom handlu zagranicznego. To wśród nich szukała ofiar do zwerbowania na swoich tajnych współpracowników

Po tym jak wczorajsze media opublikowały dokumenty z teczki premiera Marka Belki, z których wynika, że nie współpracował z bezpieką, głosy wzywające premiera do odejścia ucichły. Teczkę upublicznił w środę IPN. Opozycja zażądała wtedy, by premier ustąpił ze stanowiska, bo w materiałach znalazła się podpisana przez niego instrukcja wyjazdowa, którą otrzymał od SB w 1984 r., wyjeżdżając na stypendium do USA. Część posłów komisji ds. Orlenu, przed którą zeznawał Belka, uznała, że instrukcja jest zobowiązaniem do współpracy. Dlatego orzekli, że Belka, mówiąc przed komisją, że nie podpisywał zobowiązania, kłamał.

Płk Henryk Bosak, rezydent PRL-owskiego wywiadu, twierdzi w rozmowie z "Gazetą", że służby specjalne interesowały się tymi, którzy wyjeżdżali za granicę służbowo. W polu zainteresowań funkcjonariuszy wywiadu były placówki naukowe (czyli np. uczelnie, PAN), MSZ i centrale handlu zagranicznego. Funkcjonariusze zajmujący się nimi typowali, z kim SB powinna rozmawiać przed wyjazdem, komu podsunąć kwity do podpisania, czyli kogo zwerbować. Interesujący byli ci, którzy wybierali się do Stanów, Wielkiej Brytanii czy Kanady. Większej uwagi wywiad nie zwracał na tych, którzy mieli wyjechać np. do Holandii, Szwecji, Szwajcarii czy Włoch.

- Nie było szablonu takiej instrukcji. Funkcjonariusze opracowywali je sami. Dostosowywali do konkretnych przypadków - mówi płk Bosak.

Nasz rozmówca twierdzi, że chociaż nie było przepisu, który uzależniałby wydanie paszportu od podpisania instrukcji wyjazdowej, to w praktyce ten, kto odmówił podpisania takiego dokumentu, nie mógł liczyć na paszport służbowy.

A co z tymi, którzy przed wyjazdem nie dostawali niczego do podpisu? - Albo funkcjonariusz uznał, że ktoś taki nie nadaje się na współpracownika, albo zwyczajnie kogoś przegapił, co nie było trudne, skoro zwykle jeden oficer "opiekował się" całą uczelnią - wyjaśnia płk Bosak.

Prof. Wiesław Godzic: SB na Uniwersytecie

Prof. Wiesław Godzic, SWPS, medioznawca, w latach 80. wyjeżdżał na stypendia zagraniczne jako pracownik Zakładu Filmu i Teatru Uniwersytetu Jagiellońskiego

- Z tymi oświadczeniami to było prościej i śmieszniej. Wyjeżdżałem z UJ i Uniwersytetu Śląskiego. Na jednej i drugiej uczelni służbowy tzw. zielony paszport dawał pan, który był zatrudnionym na Uniwersytecie esbekiem z działu paszportowego. Dawał nam do podpisania oświadczenie, w którym było napisane, że natychmiast po przyjeździe trzeba zgłosić się do konsulatu PRL i poinformować polskie służby, jeśli dostrzeże się zainteresowanie ze strony obcego wywiadu. Pamiętam, że raz w takim druku wystąpił błąd i zamiast "służby specjalne" było napisane "służby socjalne". Był tam też punkt o sprawozdaniu z pobytu za granicą, które należy złożyć po przyjeździe. Takie sprawozdanie składaliśmy w dyrekcji Instytutu, ale wiedzieliśmy, że stąd kierowano je dalej. Pracownicy naukowi, którzy wyjeżdżali i musieli przedstawić takie sprawozdania, dogadywali się między sobą, jak one mają wyglądać. Pisaliśmy dwuzdaniowe relacje typu: "W czasie pobytu spotkałem się z profesorem X, rozmawialiśmy o filmie. Wiem, że profesor X ma zamiar przyjechać do Polski". Podpisanie czegoś takiego było rzeczą rutynową. Traktowaliśmy te zobowiązania w sposób lekki, niepoważny. Chyba też niezbyt poważnie traktowała je druga strona - nie przypominam sobie, żebym przy zdawaniu paszportu był wypytywany o cokolwiek.

Prof. Jerzy Szacki: Dali mi broszury, które zadołowałem

Prof. Jerzy Szacki, socjolog, UW:

Ja sam z instrukcją wyjazdową nie zetknąłem się nigdy. Ale pamiętam, jak w 1972 r. dosłownie tuż przed wyjazdem na stypendium do Stanów przyszło do mnie do domu dwóch panów i zawieźli mnie do Pałacu Mostowskich. Tam dobrotliwie poinstruowali mnie, że w Stanach czyhać na mnie będą agenci obcych wywiadów. Poinstruowali, jak się zachowywać, gdybym był przez nich nagabywany, i kazali powiadomić o tym polski konsulat. Kazali też stawić się w konsulacie w Chicago i podać swój adres. Nie podpisywałem wówczas żadnego dokumentu, jedynie musiałem się zobowiązać, że rozmowę zachowam w tajemnicy, czego zresztą nie uczyniłem.

W konsulacie się nie stawiłem, ale telefonicznie powiadomiłem, gdzie mieszkam. I potem na ten adres przyszła paczka z konsulatu z egzemplarzami broszury "Nixon w Polsce", z prośbą, żebym tę broszurę rozpowszechnił w kampusie. Ale ponieważ wtedy właśnie zaczęła się w Stanach dyskusja o impeachmencie Nixona, więc nikomu broszur nie rozdawałem, bo zostałbym wyśmiany. Gdzieś je po prostu zadołowałem.

Prof. Stefan Krajewski: Kto chciał wyjechać, podpisywał instrukcję

Prof. Stefan Krajewski, doktorat w 1971 r. na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego, dyrektor Instytutu Ekonomii i kierownik Zakładu Funkcjonowania Gospodarki:

- W naszym instytucie każdy, kto chciał wyjechać za granicę, musiał podpisać instrukcję. Kto nie podpisał, nie wyjeżdżał. Wszyscy wiedzieli, że takie są reguły, ale nie rozmawialiśmy ze sobą na ten temat. To była sprawa dość kłopotliwa i swoista cena za to, że można było zdobywać wiedzę, rozwijać się. Mnie się udało z tego wyłgać i nic nie podpisałem. Pewnie dlatego, że nie wyjeżdżałem nigdy na żaden dłuższy staż naukowy.

Dr Andrzej Rostocki: Standardowa procedura

Dr Andrzej Rostocki, studia na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego ukończone w 1970 roku; został na uczelni:

- O ile wiem, większość, jeśli nie wszyscy, wyjeżdżających za granicę naukowców musiała podpisać instrukcję. Służba Bezpieczeństwa zapraszała do swej siedziby przy ul. Lutomierskiej i proponowała współpracę. Niektórzy rezygnowali wtedy ze stypendiów. Ale kto chciał wyjechać, musiał dokument podpisać. I większość tak robiła, bo nie było alternatywy. Naukowcy podchodzili do tego jak do standardowej procedury - spełnienia pewnego formalnego obowiązku. Nie traktowali tego jako nawiązanie współpracy z SB. Tylko jako wymóg, który trzeba spełnić, by dostać paszport.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.