Cywilny pozew o ochronę dóbr osobistych wytoczył Instytutowi Pamięci Narodowej i prawicowemu publicyście Bronisławowi Wildsteinowi Ryszard Kość, niezależny radny (dawniej SLD).
Jego nazwisko znalazło się na ujawnionej rok temu w internecie liście esbeckich współpracowników i ich ofiar. - Za plecami słyszałem "agent", "James Bond". Lokalnym dziennikarzom musiałem tłumaczyć, że nie jestem ubekiem - wylicza Kość. Zapewnia, że nie współpracował z SB.
Po kilku tygodniach od publikacji listy radny dostał zaświadczenie z IPN, że to nie o niego chodzi. Tym bardziej że polityk używa dwóch imion - Ryszard Andrzej. Mimo to Kość wytoczył proces. Wczoraj przesłuchał go sąd. Na następnej rozprawie w maju może zeznawać Bronisław Wildstein.
To kolejny z trzech pozwów, jakie trafiły do sądu za wyciek listy z IPN. Tydzień temu opisaliśmy proces doradcy podatkowego z Warszawy, który chce 120 tys. zł odszkodowania. IPN twierdzi, że był on współpracownikiem SB. Sprawę sąd jednak zawiesił, bo prokuratura prowadzi śledztwo, jak doszło do wycieku w IPN. Decyzję o tym, czy ktoś za to odpowie, prokuratorzy podejmą do końca przyszłego tygodnia.