Pierwszy wyrok za listę Wildsteina

Instytut Pamięci Narodowej nie odpowiada za wyciek i zamieszczenie w internecie listy agentów SB i ich ofiar - orzekł w środę Sąd Okręgowy w Warszawie

Wyrok oznacza, że IPN nie musi wypłacać 10 tys. zł odszkodowania. Takiej sumy domagał się prof. Janusz Cz., wykładowca jednej z poznańskich uczelni. Jego nazwisko znalazło się na opublikowanej rok temu w internecie tzw. liście Bronisława Wildsteina. Prawicowy publicysta przyznał się do wyniesienia z biblioteki IPN spisu inwentarzowego zawierającego 160 tys. nazwisk, ale zaprzecza, że umieścił ją w internecie.

Janusz Cz. zapewnia, że nigdy nie był agentem bezpieki. Podkreśla, że jest znanym w Poznaniu naukowcem i pojawienie się jego nazwiska wśród agentów zniechęciło do niego jego przyjaciół. IPN zapewnia jednak, że to nie jego dane figurują na liście, tylko innej osoby o takim samym nazwisku. Na potwierdzenie czego wystawił profesorowi zaświadczenie. Mimo to Cz. wytoczył proces o ochronę dóbr osobistych. Oprócz pieniędzy zażądał od Instytutu oświadczenia w prasie, że nie jest agentem.

W środę przegrał proces. Sędzia Anna Pogorzelska orzekła, że IPN nie może być pozwany, bo nie odpowiada za działania Wildsteina. - Powód nie udowodnił, że to z winy IPN-u Wildstein opublikował listę - uzasadniała sędzia. Profesor nie wykazał też, że to Instytut lub jego pracownicy odpowiadają za wyciek listy. Wyrok nie jest prawomocny.

W stołecznym sądzie toczą się jeszcze dwie podobne sprawy. Radnego z Legnicy, którego nazwisko podobnie jak profesora jest na liście, ale chodzi o inną osobę, oraz doradcy podatkowego z Warszawy, który figuruje jako agent. Pozwanym w tych sprawach oprócz IPN-u jest też Wildstein.

W tych sprawach sądowi łatwiej jednak będzie wydać wyroki, bo warszawska prokuratura kończy sprawdzać, jak doszło do wycieku w IPN. Najpóźniej na początku przyszłego tygodnia zapadnie decyzja, czy można komuś postawić za to zarzut, czy też sprawa będzie umorzona.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.