Dymisja Gilowskiej: "Padłam ofiarą szantażu lustracyjnego"

Premier Kazimierz Marcinkiewicz zdymisjonował wczoraj wicepremier prof. Zytę Gilowską. -Czy można być tajnym współpracownikiem, nic o tym nie wiedząc? - pytała dramatycznie

- Padłam ofiarą szantażu lustracyjnego - oświadczyła w dramatycznym tonie wicepremier i minister finansów prof. Zyta Gilowska na konferencji, podczas której poinformowała, że oddaje się do dyspozycji premiera. Godzinę później premier Kazimierz Marcinkiewicz zdymisjonował ją.

Dwie godziny wcześniej rzecznik interesu publicznego, sędzia Włodzimierz Olszewski złożył w sądzie lustracyjnym wniosek o wszczęcie wobec wicepremier procesu o kłamstwo lustracyjne. Nie wiadomo, co jest we wniosku, którego uzasadnienie składa się z kilkunastu stron i jest tajne. Sama Gilowska ujawniła, że rzecznik podejrzewa ją o współpracę z SB w latach 1987-89. Zaprzeczyła zarzutom i wezwała do odtajnienia wszystkich dokumentów na ten temat.

Zyta Gilowska oskarżyła rzecznika o "prowadzenie od dziesięciu dni gry zmierzającej do złożenia przez nią dymisji". Napisała to też w przekazanym dziennikarzom liście do premiera. Jej zdaniem Olszewski złamał prawo, informując o swoich zamiarach premiera i koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna. Samej Gilowskiej Olszewski odmówił pokazania obciążających ją materiałów. - Mam mniej praw niż pedofil i morderca - mówiła Gilowska.

- W połowie 2001 r. złożyłam oświadczenie lustracyjne i stwierdzam, że było ono prawdziwe. Czy można być tajnym współpracownikiem, nic o tym nie wiedząc? - pytała Gilowska. Dokumenty z IPN, które rzecznik przekazał do sądu, nazwała "fałszywkami".

- To nie jest dramat, że nie będę ministrem finansów. Dramatem jest to, że w demokratycznym państwie wicepremier nie jest w stanie wyegzekwować swoich praw obywatelskich - mówiła Gilowska o sytuacji, w której jest pozbawiona możliwości zapoznania się z zarzutami.

W rozmowie z "Gazetą" sędzia Olszewski tłumaczy, że o swoich zamiarach poinformował premiera "w najlepiej pojętym interesie państwa", a dokumenty prof. Gilowska będzie mogła poznać dopiero w sądzie, bo takie jest prawo.

Premier Marcinkiewicz nie miał pretensji do Olszewskiego, że ten poinformował go o wniosku. - Jest oczywiste, że szef rządu powinien wiedzieć o takich sprawach - stwierdził.

Premier był wyraźnie przybity. - Sytuacja jest dramatyczna i trudna. Najtrudniejsza dla samej Zyty Gilowskiej - mówił, nazywając wicepremier swoim najbliższym współpracownikiem i najlepszym ministrem. - Nie mam żadnych powodów, żeby jej nie wierzyć, ale zasady są takie, że w podobnym przypadku musi nastąpić dymisja - powiedział Marcinkiewicz. Zaraz potem dodał, że jeśli Gilowska oczyści się z zarzutów przed sądem, liczy na dalszą z nią współpracę. - Chyba nie mam na to ochoty w zaistniałych okolicznościach - wykluczyła swój powrót do rządu sama wicepremier.

Zarówno Zyta Gilowska, jak i premier Marcinkiewicz uspokajali, że dymisja nie wpłynie na sytuację gospodarczą w Polsce. - Osobiście jestem gwarantem ciągłości polityki gospodarczej. Reforma podatków będzie kontynuowana. Dokonamy reformy finansów publicznych. Kotwica budżetowa obowiązuje, a sytuacja makroekonomiczna zachęca, by w Polsce inwestować - mówił Marcinkiewicz.

Premier od razu też podał nazwisko następcy Gilowskiej. Nowym ministrem finansów (ale już nie wicepremierem) zostanie dotychczasowy doradca premiera dr Paweł Wojciechowski. Nominację wręczy mu dziś prezydent Lech Kaczyński.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.