Senatorowie przyjęli poprawki do nowej lustracji

Senackie poprawki do ustawy lustracyjnej gotowe. Jarosław Kaczyński je popiera, ale w PiS są głosy, że lepiej sprawę odłożyć

Senatorom z komisji praw człowieka udało się wczoraj po morderczym, kilkudniowym maratonie przyjąć kilkadziesiąt poprawek do nowej lustracji. Miały być głosowane w Senacie dzisiaj. - Raczej będzie to w piątek - powiedział "Gazecie" marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Ale to nie jest pewne, bo w PiS pojawiły się głosy, żeby sprawę odłożyć na po wakacjach. Dziś rano z senatorami PiS spotka się premier i szef PiS Jarosław Kaczyński.

Po zmianach wprowadzonych przez senatorów będą działały dwa tryby lustracji - dotychczasowy i uchwalony ostatnio przez Sejm. - Najlepiej byłoby zrezygnować z tego ostatniego, ale trwa rewolucja i musimy się liczyć z nastrojami w Sejmie - przyznają autorzy poprawek senatorowie Zbigniew Romaszewski (PiS) i Krzysztof Piesiewicz (PO).

Senatorowie chcą sądu lustracyjnego

Poprawki przywracają dzisiejszą lustrację z oświadczeniami lustracyjnymi i sądem lustracyjnym. Różnica jest taka, że funkcję rzecznika interesu publicznego będzie pełnił szef Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, czyli pionu śledczego IPN, a lustrować będą wydziały lustracyjne w sądach okręgowych. Senatorowie przywrócili też status pokrzywdzonego. To oznacza, że IPN będzie musiał badać akta osób, które się o status zwrócą, i wydawać decyzje administracyjne, które można zaskarżyć do sądu. IPN od początku się przed tym bronił. To z jego inicjatywy w przyjętej przez Sejm ustawie zwolniony jest z obowiązku badania czegokolwiek. Ma tylko zaświadczać o stanie archiwów.

Dyrektor Biura Prawnego IPN Krzysztof Zając podczas obrad senackiej komisji usiłował odwieść senatorów od przywracania statusu pokrzywdzonego. Wczoraj doszło do spięcia pomiędzy nim a przewodniczącym komisji senatorem Romaszewskim. Romaszewski odebrał Zającowi kilkakrotnie głos, na co Zając wyszedł z posiedzenia.

OZI tylko udowodnieni

Poprawki senatorów dotyczą opublikowania listy agentów, czyli osób "traktowanych przez organa bezpieczeństwa państwa jako osobowe źródła informacji". To przepis autorstwa PO. Zdaniem doradcy prezesa IPN Antoniego Dudka sprowadzi się to do opublikowania rejestru IPN, w którym są zarówno nazwiska osób żyjących, jak i nieżyjących. W dodatku w stosunku do ok. 80 proc. osób nie zachowało się nic oprócz wpisu w ewidencji, nie wiadomo więc nawet, czy podjęły współpracę, czy tylko się do niej zobowiązały. Senatorowie Piesiewicz i Romaszewski uznali, że taka lista będzie krzywdą dla wielu osób. Dlatego przygotowali poprawkę: IPN opublikuje listę nie osób "traktowanych" jako OZI, ale po prostu OZI. Musi wcześniej zbadać, czy te osoby rzeczywiście współpracowały, a oprócz nazwiska opublikuje dowody: zobowiązanie do współpracy, ilość spotkań, pobrane wynagrodzenie. Na poniedziałkowym posiedzeniu komisji protestował przeciwko temu prezes IPN Janusz Kurtyka: - IPN nie jest w stanie sprawdzać od kilkuset do miliona nazwisk, bo tylu OZI figuruje w rejestrach - mówił.

Lustracje dwie w jednym

Jeśli Senat przyjąłby poprawki komisji, to byłyby dwa tryby lustracji: dotychczasowy, obejmujący blisko 25 tys. osób, z oświadczeniami lustracyjnymi i sądem lustracyjnym i uchwalony przez Sejm, obejmujący kilkaset tysięcy osób, którym IPN wyda zaświadczenia o tym, w jakim charakterze figurują w archiwach tajnych służb, z pełną jawnością teczek. Ten drugi tryb nie podoba się braciom Kaczyńskim. Wielokrotnie publicznie mówili, że prywatność powinna być chroniona, a ujawnienie teczek powinno dotyczyć tylko kilkuset osób zajmujących najważniejsze stanowiska państwowe. Na powszechnej jawności zależało PO. I na to zgodzili się w sejmowej komisji pracujący nad ustawą posłowie PiS i PO. - Prace w Sejmie poszły troszkę innym torem i mam nadzieję, że to będzie naprawione w Senacie - powiedział wczoraj premier PAP-owi.

Część - zwłaszcza młodych - polityków PiS uważa, że sejmowej ustawy nie trzeba poprawiać. - Trwa u nas dyskusja - potwierdza Lipiński, wiceprezes PiS. - Podział jest w dużej mierze pokoleniowy. Bardziej wstrzemięźliwi są ci, którzy działali w podziemiu i widzieli swoje teczki. Są tam rzeczy, np. charakterystyki pisane przez ubeków, które są konfabulacją albo krzywdzącymi opiniami. To miałoby być umieszczane w internecie - dodaje.

Jeden z posłów PiS tak opisał nam historię lustracyjnej debaty w swojej partii: - Na początku są zawsze ogólne myśli: przyśpieszyć, poszerzyć, ujawnić. Wyznaczony do tej pracy poseł Arkadiusz Mularczyk (lat 35) chciał najpierw małej nowelizacji starej ustawy. Potem, pod wpływem młodzieży z IPN, przekonał się do bardziej radykalnych rozwiązań. Wiele osób nie wgłębiało się w szczegóły. Gdy dotarło do nich, że za chwilę każdy będzie mógł poczytać ich teczki, złapali się za głowę. Najpierw prace toczyły się pod dyktando młodych IPN-owców, teraz - "starych" senatorów. Efekt może być niespójny.

Copyright © Agora SA