IPN oskarży esbeka o sfałszowanie teczki

Według naszych ustaleń wynika, że teczka ojca Wołoszyna została sfabrykowana przez oficera SB z Torunia - mówi Mieczysław Góra, prokurator bydgoskiego IPN

- To poświadczenie nieprawdy, ścigane z artykułu 231 kodeksu karnego. Zarzuty postawimy już wkrótce.

To pierwszy przypadek, kiedy IPN sam stwierdził, że ma w zasobach teczkę umyślnie spreparowaną przez SB. Esbek, o którym mówi prokurator, to ppor. Marek Kuczkowski. W latach 1982-84 r. kilkakrotnie wzywał o. Wołoszyna na przesłuchania. Na ich podstawie założył mu teczkę tajnego współpracownika o pseudonimie "Myśliciel".

Kuczkowski - z wykształcenia polonista po UMK - wchodził w skład grupy funkcjonariuszy SB, która podając się za Organizację Anty-Solidarność (OAS), w 1984 r. porwała z ulicy czworo toruńskich działaczy opozycji, w tym obecnego posła PiS Antoniego Mężydłę i jego żonę. Ofiary były dwa dni przetrzymywane w opuszczonym ośrodku wypoczynkowym pod Toruniem. Porywacze głodzili opozycjonistów, odmawiali im picia i toalety, bili, pozorowali egzekucje, aby wydusić informacje o podziemnej drukarni.

Za te przestępstwa Marek Kuczkowski został skazany w 1991 r. na 2,5 roku więzienia. W czasie procesu próbował przekonać sąd, że uprowadzenia były mistyfikacją mającą na celu uwiarygodnienie agentów SB. Na rozprawie pokazał dokumenty świadczące o współpracy jednego z porwanych - Piotra Hryniewicza. Kwity te wyniósł sobie wcześniej z SB. Historyk z UMK, prof. Wojciech Polak twierdzi, że Hryniewicz mógł być zarejestrowany przez Kuczkowskiego jako agent bez własnej wiedzy. Sprawa do dziś nie jest wyjaśniona,

54-letni dziś Kuczkowski jest właścicielem Akademii Psychologii Biznesu, która szkoli przedsiębiorców i świadczy usługi doradztwa personalnego. Część szkoleń jest finansowana z unijnego Europejskiego Funduszu Społecznego.

W teczce tylko relacje esbeka

O. Władysław Wołoszyn, 77-letni dziś jezuita, w latach 1963-88 uczynił toruńskie duszpasterstwo akademickie znaczącym ośrodkiem intelektualnym. Był podporą toruńskiego podziemia w latach 80.

Gdy w 2003 r. nadawano mu honorowe obywatelstwo Torunia, rektor UMK prof. Jan Kopcewicz stwierdził: "O. Wołoszyn był niekwestionowanym przywódcą duchowym kilku generacji torunian".

W czerwcu w Toruniu gruchnęła wieść: ks. Wołoszyn był agentem SB. Plotka krążyła do lipca, gdy historyk prof. Polak opublikował w "Tygodniku Powszechnym" wyniki badań teczki o. Wołoszyna: "W żadnym przypadku nie można o. Wołoszyna nazwać tajnym współpracownikiem SB. W teczce nie ma zobowiązania do współpracy ani chociażby skrawka papieru zapisanego bądź podpisanego ręką zakonnika".

Do tych samych wniosków po analizie 64 stron z teczki pracy i teczki personalnej TW "Myśliciel" doszedł prokurator Góra. - W teczce są jedynie relacje sporządzone ręką Kuczkowskiego po rozmowach z o. Wołoszynem. Nie ma w nich żadnych istotnych informacji, tylko refleksje o sytuacji społeczno-politycznej. Np. stwierdzenia, że zdaniem księdza komunizm jest złym ustrojem. Są także wezwania na komendę, dowód, że ksiądz nie spotykał się dobrowolnie. A przecież z tajnym współpracownikiem rozmawia się raczej w lokalach kontaktowych, kawiarniach, czy parkach, a nie w budynku SB. W przypadku tajnych współpracowników zasadą jest też, że współpraca musi być świadoma. Tymczasem tu fakt rejestracji i nadania pseudonimu był przed o. Wołoszynem zatajony.

IPN: fałszywych teczek może być więcej

Jeszcze w czerwcu, zaniepokojony plotkami o. Wołoszyn wystąpił do IPN z wnioskiem o ściganie oficera, który sfałszował jego teczkę. - Nie byłem żadnym współpracownikiem, moje sumienie jest czyste - mówi "Gazecie". - Esbekom chodziło o to, żeby mnie trochę spacyfikować, żebym tak ostro nie występował. Po to mnie wzywali na rozmowy. A ta teczka rzekomego agenta to rodzaj złośliwości Kuczkowskiego, zemsty SB za moją działalność antysystemową.

Prokurator Góra nie wyklucza, że pojawią się kolejne osoby obciążone podobnym zarzutem jak Kuczkowski. Nazwisk nie podaje. Wytypował do przesłuchania kilku kolejnych oficerów. - Na podstawie ówczesnych przepisów dotyczących rejestracji i pozyskania tajnych współpracowników funkcjonariusze SB mogli bez przeszkód spreparować teczkę - uważa. - Mieli świadomość, że działają bezprawnie.

Edmund Krasowski, dyrektor gdańskiego oddziału IPN, któremu podlega bydgoska placówka: - Jestem przekonany, że "Myśliciel" to niejedyny agent, który powstał na papierze. Każdy, kto jest w podobnej sytuacji jak ks. Wołoszyn, może zwrócić się do IPN z zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dołożymy starań, by nikt nie pozostał fałszywie oskarżonym o współpracę, a ci, co fałszowali akta, ponieśli karę.

Zadzwoniliśmy do Marka Kuczkowskiego. - Sfałszował pan teczkę o. Wołoszyna? - Każda moja odpowiedź będzie rodzajem taniej sensacji. Tego problemu się medialnie, prasowo nie rozstrzygnie tak szybko. - Tak, czy nie? - Na pewno nie. Zresztą o śledztwie w tej sprawie dowiaduję się od was.

DLA GAZETY

dr Antoni Dudek

historyk, doradca prezesa IPN

Gdyby doszło do skazania funkcjonariusza za spreparowanie teczki, to byłoby precedensowe wydarzenie. Dla mnie byłby to kolejny argument za tym, że orzeczenia o tym, kto był, a kto nie był tajnym współpracownikiem, powinien wydawać sąd. Ja się za tym opowiadam od dawna, krytykując projekt ustawy lustracyjnej, która znosi tę instytucję w procesie lustracyjnym.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.