Na złość PiS Piskorski zostaje

Znany polityk PO Paweł Piskorski miał zostać eurodeputowanym, by zejść z linii ostrzału braci Kaczyńskich. Prawdopodobnie jednak zostanie w kraju. Kaczyńskim na złość -pisze Paweł Wroński.

Hasło "porządki w Warszawie" w wypowiedziach liderów PiS Jarosława i Lecha Kaczyńskich wiążą się nieodmiennie z Pawłem Piskorskim. To on - obecnie sekretarz generalny PO, w przeszłości prezydent Warszawy - stał się dla PiS symbolem "układu warszawskiego" - niejasnych powiązań biznesowo-politycznych z okresu, gdy PO sprawowała władzę w mieście.

- Nawet bracia Kaczyńscy nie przeszkodzą nam w uporządkowaniu sytuacji w warszawskiej Platformie Obywatelskiej - mówił w piątek "Gazecie" Jan Rokita, ale już teraz wiadomo, że raczej mu się to nie uda.

Pierwotnie chciał nawet rozwiązywać warszawską organizację PO. Potem problem sam miał się rozwiązać, bo Piskorski chciał kandydować do Parlamentu Europejskiego i zszedłby z pola rażenia PiS.

Atak Kaczyńskich spowodował jednak odruch obronny w PO i umocnienie pozycji Piskorskiego.

- Wszyscy powtarzają, że coś trzeba z Warszawą zrobić, to fakt - twierdzi wiceprzewodnicząca partii Zyta Gilowska. - Jest niebezpieczeństwo, że istnieją dokumenty dotyczące działania PO w tym mieście, które zostaną opublikowane w czasie wyborów - dodaje. Jednak przyznaje, że zapędy ku czyszczeniu PO w Warszawie osłabły.

Wielu działaczy Platformy uważa bowiem, że inkwizycyjne zapędy polityków PiS wobec PO to stały element działania Kaczyńskich. Stało się tak po rozpadzie koalicji PO i PiS w Gdańsku lub trudnościach we współpracy obu partii w Poznaniu.

Dodatkowe punkty Paweł Piskorski zebrał po środowej telewizyjnej debacie z Lechem Kaczyńskim na temat rządzenia Warszawą. W opinii większości działaczy "skazany na pożarcie" Piskorski dyskusję wygrał. - Było to zdecydowane zwycięstwo Pawła, a także dobrego stylu uprawiania polityki. Okazało się, że wygrał nie ten, kto posługiwał się "kwitami", ale ten, kto przedstawił spokojnie swoje racje - mówi warszawiak Bronisław Komorowski, członek zarządu PO.

Co na to Rokita? - Dla współpracy z PiS gotów był poświęcić Piskorskiego, bo przekonany jest, że nie wszystkie oskarżenia o istnienie układu warszawskiego są gołosłowne. Nie może jednak tego uczynić w obecnej sytuacji, pod dyktando Kaczyńskiego - tłumaczy jeden z zaprzyjaźnionych z Rokitą polityków.

Nie ma też ku temu narzędzi. Bez woli warszawskiej PO - jak zaznacza Komorowski - w Warszawie nie dojdzie do żadnych zmian kadrowych, a takiej woli ostatnio nie ma.

Równocześnie nastroje wrogości wobec Lecha Kaczyńskiego ze strony warszawskich działaczy PO sięgają zenitu. Ich zdaniem Kaczyński po niedawnym rozpadzie koalicji z PO połamie sobie zęby na rządzeniu stolicą, bo będzie je musiał sprawować z zupełnie nieobliczalną LPR.

- My teraz będziemy się przyglądać z boku, zobaczymy, jak sobie Kaczyński poradzi. Moim zdaniem szybko zatęskni do PO - twierdzi Komorowski.

Dla polityków lansujących ten sposób działania wygodniej byłoby, żeby Paweł Piskorski pozostał w kraju. Wówczas to on będzie stanowił przeciwwagę dla Kaczyńskiego - jako ten prezydent stolicy, który mimo różnych zarzutów jednak sporo dla miasta zrobił.

Również dla Rokity bezpieczniejsze jest nieumieszczenie Piskorskiego na liście do Parlamentu Europejskiego. Obawia się on, że lista z Piskorskim od razu znalazłaby się pod ostrzałem zarówno ze strony SLD, jak i właśnie PiS. Zarzucano by Platformie, że "próbuje zamiatać brudy pod dywan", a jednocześnie odejście Piskorskiego do Strasburga byłoby przyznaniem, że PiS miał co do niego rację.

Przyjaciele Piskorskiego twierdzą, że pozostając w kraju, ma on szansę powrócić na szczyty polskiej polityki. - Takich powrotów w polskiej polityce było wiele, Jan Rokita przykładem - mówi jeden z naszych rozmówców.

Copyright © Agora SA