Posłowie zmienią Sejm na ratusz?

Politycy PiS przyznają, że trudno będzie im wygrać wybory samorządowe. Dlatego rzucą do walki posłów. Tych, którzy zostaną prezydentami, w Sejmie zastąpią kolejni na listach

Prawu i Sprawiedliwości brakuje dobrych kandydatów na wybory samorządowe. - To problem każdej partii rządzącej - mówi poseł Leonard Krasulski, poseł PiS z Warmii i Mazur. - Nie jesteśmy najliczniejszą partią. Najlepsi ludzie poszli do parlamentu, ministerstw.

- Jeżeli partie nie dysponują mocnymi kadrami, to wystawiają w wyborach samorządowych parlamentarzystów. Niektórzy posłowie mają zresztą dusze samorządowców i ich kompetencje w Sejmie są niewykorzystane - dodaje Czesław Żelichowski, senator PiS z Zagłębia.

Posłowie wierzą, że ten manewr wzmocni partię. - Zwycięzcę zastąpi w Sejmie kolejna osoba z naszej listy. Przez resztę kadencji też wyrobi sobie nazwisko i będziemy mieli już dwie bardzo znane osoby w mieście. A w Sejmie i tak będziemy mieli tyle samo głosów - tłumaczy jeden ze śląskich posłów PiS.

Tadeusz Cymański, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PiS: - Ten pomysł jest roztropny i racjonalny. Na pewno będą posłowie, którzy zechcą zostać prezydentami. To też odpowiedzialna funkcja i nie ma mowy o degradacji.

Tłumaczy, jakie warunki musi spełniać poseł kandydat na prezydenta i jego następca. - Jeżeli poseł średnio się spisuje, ale jest znany u siebie, i jest też osoba na liście za nim, która nie weszła do Sejmu, ale ma kompetencje, by zostać posłem. I jednocześnie, gdy nie ma w mieście dobrego kandydata na prezydenta. To są odpowiednie okoliczności, by obecny poseł startował w wyborach. Oczywiście musi się to odbyć za zgodą partii - mówi Cymański. Zdradza, że sam czasem marzy, by powrócić na stanowisko burmistrza Malborka (był nim osiem lat). - Ale z posłowania nie zrezygnuję - podkreśla.

Wiadomo już, że w wyborach na prezydenta Olsztyna wystartuje senator PiS Jerzy Szmit. W Olsztynie od lat rządzi lewica. Szmit startował w 2002 r. w wyborach na stanowisko prezydenta tego miasta. Przeszedł do drugiej tury, w której przegrał zaledwie 848 głosami z kandydatem SLD Jerzym Małkowskim. - Szmit już uzyskał zgodę Zarządu Głównego partii na start w wyborach - mówi Krasulski. - W naszym regionie nie mamy bardziej wyrazistej postaci, która mogłaby powalczyć z kandydatem lewicy, to nasz naturalny kandydat.

Dwoje dolnośląskich posłów PiS również rozważa rezygnację z mandatu i start w wyborach samorządowych. Ryszard Wawryniewicz zastanawia się, czy wystartować w wyborach do sejmiku wojewódzkiego. - Od 12 lat jestem związany z samorządem - mówi. - Zanim wybrano mnie do Sejmu, przez trzy lata byłem wiceprezydentem Świdnicy. Praca w samorządzie daje widoczne na co dzień efekty. Kilka najbliższych lat zdecyduje o tym, czy Dolny Śląsk będzie jednym z najlepiej rozwijających się i najbogatszych regionów w Polsce. Chciałbym uczestniczyć w tym procesie. Rezultaty pracy w parlamencie są odłożone w czasie. Gdy tworzy się jakąś ustawę, jej efekty widać dopiero w kolejnej kadencji.

Szef dolnośląskiego PiS Dawid Jackiewicz nie jest zmartwiony tym, że posłowie zastanawiają się, czy odejść z parlamentu.

- Martwiłbym się, gdyby to była ucieczka z partii. Ale tak nie jest. Po prostu bardziej odpowiada im praca w samorządzie - mówi.

Startu w wyborach prezydenckich w swoich gminach nie wyklucza paru posłów ze Śląska, m.in. Jacek Kościelniak z Dąbrowy Górniczej i Tadeusz Wita z Zabrza. W Bydgoszczy w kontekście wyborów na prezydenta miasta najczęściej pada nazwisko posła Tomasza Latosa. - Uzyskał świetny wynik w wyborach do parlamentu. Pokazał, że potrafi przekonać do siebie wyborców - powiedział nam jeden z bydgoskich polityków PiS. - Niechętnie zrezygnowałbym z pracy w parlamencie - zastrzega sam Latos. Nie wykluczył jednak, że będzie zmuszony to uczynić.

Dr Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego, komentuje: - Wybory to pewien pakt między politykiem a wyborcami. Polityk w Sejmie powinien wypełniać to, co zawarł w swoim programie. Jeżeli po dziewięciu miesiącach chce się z tego wycofać, to możemy mówić o złamaniu umowy. Uważam, że to nie fair, cierpią na tym dobre obyczaje, bo umów trzeba dotrzymywać.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.